piątek, 27 listopada 2015

Rozdział I - Nowe różdżki w Zakonie.

Siedział w kuchni i przeglądał Proroka Codziennego. Od feralnego finału Turnieju Trójmagicznego zakończonego śmiercią Cedrika i reaktywacji Zakonu Feniksa nie narzekał na brak zajęć. Było mu to tak naprawdę na rękę – wreszcie znalazło się coś, co mogło pochłonąć go całkowicie.
Odłożył gazetę z głośnym westchnięciem. Nic nie zwiastowało tego, żeby Knot miał przejrzeć na oczy. A już na pewno nie miało się to stać w najbliższym czasie.
- Luniaczku, co się krzywisz? - prychnął Black schodząc po schodach do ponurej kuchni.
- Myślę nad tym jak wielka tragedia będzie musiała się wydarzyć, aby Ministerstwo wreszcie zrozumiało jak wielki błąd popełnia.
- Mi to mówisz? Przez tego osła w za wielkim meloniku całymi dniami siedzę w tym domu i się nudzę... - powiedział kwaśno Black, opadając ciężko na krzesło.
- Minister Magii nadepnął na odcisk groźnemu mordercy – prychnął Lupin – Jak dobrze, że Skeeter tego nie słyszy.
- Z nią pierwszą bym się rozprawił. Ale tkwię tutaj – odparł Syriusz przewracając oczami. - Szalonooki się ze mną skontaktował. Dziś wieczorem ma się odbyć zebranie.
- Coś się stało? - zapytał zaniepokojony Remus, marszcząc brwi.
- Nie – odparł Syriusz – Nie wiem. Nie powiedział zbyt wiele. Jedyne czego się dowiedziałem to, że znalazł nowych chętnych do Zakonu.
Remus zapatrzył się w złożoną na blacie stołu gazetę.
- Mam jednak nadzieję, że chodzi tylko o to. Od wypadku podczas Turnieju nie stało się nic znaczącego. Jest zbyt cicho.
- Myślisz, że to cisza przed burzą?
- Tego się właśnie obawiam.
- Pozostaje nam tylko trzymać rękę na pulsie – powiedział Black – A raczej wam. Jedyny pożytek ze mnie, to ten przeklęty dom! To niesprawiedliwe, że muszę tu tkwić, podczas, gdy każdy z Zakonu ma jakieś zajęcia!
- Mógłbyś nauczyć się gotować – odparował Lupin wstając i posyłając mu bezbronny uśmiech dodał – Molly byłaby ci wdzięczna. Mój żołądek także!
- Przesadzasz, Remusku! - zawołał groźnie huncwot za wychodzącym przyjacielem, ale chwilę potem roześmiał się głośno.

Remus wziął szybki prysznic, przebrał się w wypłowiałe już ubrania i zszedł cicho po schodach. Dzisiejszy dzień był bardzo spokojny i niezwykle pragnął żeby taki został. Dzień w którym Pani Black nie obudziła się ani razu, zdarzył się chyba po raz pierwszy odkąd tu zamieszkał. Do tej pory budziła się średnio cztery razy dziennie, za każdym razem rzucając w niego i Syriusza nowymi wyzwiskami. Gdy był już przy wejściu do kuchni usłyszał zgrzyt zamka w drzwiach. Mimowolnie się odwrócił, a do domu wpadła – dosłownie wpadła – różowo-włosa postać.
Wilkołak ruszył szybko w jej stronę, ale nim dotarł do młodej kobiety, ta zdążyła się już podnieść.
- Tonks! – zagrzmiał Szalonooki.
- Moody! - odparła wesoło Tonks, przedrzeźniając starego aurora – Mogłeś uprzedzić, że ten próg jest taki wysoki!
- Jak miałem to zrobić, skoro wparowałaś zanim... - zaczął przez zaciśnięte zęby, ale reszta jego wypowiedzi utonęła w krzyku Ciotuni Walburgii.
Lupin westchnął ciężko i podbiegł tym razem do rozwrzeszczanego obrazu. Miał wrażenie, że ten przeklęty portret zebrał w sobie całą dzisiejszą złość i właśnie starał się ją rozładować. Walcząc z zasłonami miał wypędzić Szalonookiego i dwójkę nieznajomych mu kobiet do kuchni, jednak nim to uczynił, na górze schodów pojawiła się postać.
- Remus! - Wrzask Syriusza przebił się przez ciąg przekleństw – Co ty do jasnej cholery... - zaczął, jednak widok zamieszania na korytarzu nie pozwolił mu dokończyć.
- WILKOŁAKI W MOIM DOMU! JAK ŚMIESZ MNIE DOTYKAĆ! ZOSTAW MNIE BESTIO! WRÓĆ TAM GDZIE TWOJE MIEJSCE, GDZIE WSZYSTKIE POTWORY MIESZKAJĄ! TY BEZWARTOŚCIOWA...
- Nimfadora! - wykrzyknął uradowany Syriusz, rzucając się w stronę kobiety, która narobiła tak wiele zamieszania. Przebiegł obok zdyszanego już przyjaciela i pochwycił ją w ramiona, na co Szalonooki przewrócił tylko oczami.
Różowo-włosa kobieta stała przez chwilę oszołomiona, jednak, gdy zorientowała się przez kogo jest obejmowana od razu odwzajemniła uścisk.
- Syriuszu! - szepnął udręczony Remus, który już od paru chwil walczył z zasłonami.
- Syriusz – powiedziała szczęśliwa Tonks.
- NIE DOTYKAJ MNIE TY BESTIO! BEZCZEŚCISZ TO MIEJSCE! WILKOŁAK! BESTIA, NIE ZASŁUGUJĄCA...
- SYRIUSZ!- ryknął na przyjaciela Lupin.
Łapa wzdrygnął się, ale od razu dopadł do zasłon. Dwójka przyjaciół przez chwilę walczyła ze starymi, wyblakłymi już zasłonami, ale w końcu udało im się zatrzymać potok wulgarnych słów matki Syriusza.
- Dzięki – powiedział ironicznie Remus opierając dłonie na kolanach. Starł kropelki potu z czoła – Musimy coś z nią zrobić... - mruknął, jednak przyjaciel już go nie słuchał. Remus ciężko westchnął i podszedł z przyjacielem do trzech osób stojących w drzwiach.
- Cóż za cudowne przedstawienie! Gratuluję ci, Tonks – wycharczał Moody i ruszył w stronę kuchni. W korytarzu pozostały jednak dwie - całkowicie obce Remusowi, kobiety.
- Jak dobrze cię zobaczyć, Doro! - powiedział Syriusz, ciepło ściskając jej dłoń - A to, cóż za urocza duszyczka? - powiedział lustrując wzrokiem drugą z kobiet.
- Gabrielle – odparła z uśmiechem wysoka blondynka, podając dłoń Syriuszowi.
- Miło mi cię poznać! Ja się przedstawiać raczej nie muszę... Wiecie, jestem dość sławną osobistością – puścił oko do Tonks i Gabrielle, na co Remus jedynie prychnął kpiąco – Poznajcie jednak mojego całkowicie przeciętnego i niesławnego przyjaciela, Remusa Lupina - Przedstawił przyjaciela Syriusz. Gabrielle uścisnęła dłoń wilkołaka.
- Tak mi przykro! - zawołała cicho Nimfadora. - Przepraszam! Szalonooki nie uprzedził mnie, że w tych drzwiach jest tak wysoki próg. Jestem straszną niezdarą, wciąż się o coś potykam...
- Nie szkodzi – odparł z uśmiechem Remus i odgarnął kosmyk włosów który spadł na jego czoło – Ten cholerny portret budzi się kilka razy dziennie.
- Ale i tak niezmiernie cię przepraszam, gdyby nie ja...
- Nie ma o czym mówić. Lepiej chodźcie do kuchni. Zebranie zaraz się zacznie.
Weszli do kuchni w której siedziało już kilkanaście osób. Kilkoro rudych głów, kilku mężczyzn i parę kobiet.
- Witajcie – powiedziała Molly podchodząc do nowo-przybyłych.
Remus i Syriusz zajęli swoje miejsca. Remus siedział między Łapą, a Arturem, natomiast Syriusz koło starszego, jasnowłosego mężczyzny z gęstą brodą.
- Mam nadzieję, że nie wystraszyłyście się tego przeklętego portretu?
- Nie... nie aż tak bardzo, proszę pani. Jestem Gabrielle, a to moja przyjaciółka Nimfadora Tonks.
- Proszę jednak mi mówić Tonks – dodała cicho różowo-włosa uśmiechając się do wszystkich zgromadzonych. Kobieta poczuła w brzuchu ucisk – w ich stronę skierowany był jakiś tuzin par oczu. Nie lubiła być w centrum uwagi.
- Miło mi was poznać! Ale ja także mam prośbę, nie mówcie mi pani. Jestem Molly. A tutaj – powiedziała wskazując dłonią – mój mąż, Artur. Remusa i Syriusza podejrzewam, że już poznałyście – powiedziała, na co młode kobiety pokiwały głowami. - Tak więc dalej, Josh – nasz jedyny, ale genialny uzdrowiciel – mężczyzna skinął w ich stronę głową. Mimo swoich potężnych rozmiarów, sprawiał wrażenie dobrego wujka. - Zaraz obok niego gromadka rudzielców – Fred, George, Ginny i Ron. Dalej są także Strugis, Bella, Lisa, Chris, Travis, Martin oraz David.
Kobiety wyglądały na lekko zmieszane, ale każdemu po kolei kiwały uprzejmie głowami.
- Możemy już zacząć spotkanie? - burknął niezadowolony Szalonooki – Wieczorek zapoznawczy możecie urządzić sobie kiedy indziej.
- Nie czekamy na resztę?
- Mundungus, ta kupa starych łachów się tu nie zjawi – warknął auror – Ale o tym zaraz. Inni nie mogą – mają warty i są w pracy.
- W takim razie nie widzę przeszkód – powiedział Artur.
- Dzieciaki, na górę! - zarządziła Molly.
Młodzież przez chwile protestowała, ale pod naporem przerażającego wzroku swojej matki posłusznie ustąpiła.
- Tak, więc – zaczął Moody, a jego magiczne oko lustrowało wszystkich zebranych.- Postanowiłem omówić najpierw aktualności, dopiero potem zajmiemy się oficjalnym zaprzysiężeniem. Travis i David śpieszą się do pracy, więc postaram się streszczać. Sprawa jest poważna – powiedział i po raz kolejny przyjrzał się wszystkim.
Remus poczuł straszliwy ucisk w żołądku. Tego się obawiał. Było zbyt spokojnie. Spojrzał po twarzach zebranych. Wszyscy byli spięci. Zatrzymał wzrok na różowo-włosej kobiecie siedzącej przed nim. Przyglądał jej się – i na samo wspomnienie ich pierwszego spotkania zachciało mu się śmiać. Potrafiła robić wrażenie. Rozmyślając, nie zauważył, że kobieta podnosiła na niego wzrok i uśmiechnęła się delikatnie. Speszył się od razu i opuścił wzrok. Nie ładnie się tak gapić – zganił się w myślach. Nie dane było mu jednak dłużej się zastanawiać, ponieważ Szalonooki ponownie rozpoczął swój monolog.
- Pottera zaatakowali dementorzy – odchrząknął. Artur głośno westchnął, Molly zakryła usta z przerażeniem, natomiast wilkołak poczuł jak całe ciało siedzącego obok przyjaciela się spięło.
- Nic mu nie jest? - zaczął Syriusz, a w jego głosie dało się wyczuć strach – Kto miał przy nim wartę? Jak do tego doszło?
- Syriuszu, spokojnie – szepnął uspokajająco Remus, ten jednak zdawał się go nie słyszeć.
- Nic mu się nie stało. Całe szczęście, że Potter poradził sobie z patronusem. Gdyby nie to... tak czy inaczej, chwilę potem otrzymał zawiadomienie o wydaleniu go z Hogwartu – powiedział auror. Zauważył, że Syriusz chce coś powiedzieć, więc od razu dodał – Na szczęście dzięki szybkiej reakcji Dumbledore'a, nie wywalono go. Jeszcze. Harry musi stawić się na przesłuchaniu, które rozstrzygnie czy użył magii w uzasadnionym przypadku.
- Przecież to logiczne – odezwał się spokojnie Remus – Obrona konieczna. Nie powinni go skazać.
- Nie powinni, ale mogą to zrobić – powiedział Artur i odchrząknął – Knot jest w stanie zrobić wszystko, żeby pozbyć się niewygodnych dla niego ludzi. A Harry uwiera go teraz jak jego przyciasny kapelusz. Jest w stanie zmienić nawet prawo, byle tylko uciszyć Harry'ego.
- Niech tylko spróbuje – warknął Syriusz – A osobiście przejdę się do Ministerstwa bez względu na to czy skończę znów w Azkabanie, czy nie. Kto miał przy nim wartę?
- Mundungus – powiedział Szalonooki, a w jego głosie dało się usłyszeć czystą pogardę – Zostawił Pottera samego sobie i poszedł polować na kociołki.
- Co za ścierwo! - zaklął głośno Syriusz. Wstał nerwowo ze swojego miejsca – Niech ja go tylko dorwę – powiedział i ruszył w stronę drzwi.
- Syriuszu! - zawołała Molly, wyraźnie zbulwersowana tym co przed chwilą usłyszała – Zaczekaj. Niech tylko się zjawi, a sama się z nim rozprawię!
- Wracając jednak do tematu – powiedział głośno Moody – Musimy przetransportować Pottera do Kwatery Głównej, żeby mógł się stawić na przesłuchaniu. Potrzebuje straży. Doszedłem do wniosku, że najbezpieczniej dla nas wszystkich będzie przemieszczenie się na miotłach. Nie ma szans na świstoklika, ani na skorzystanie z sieci Fiuu. I NIE, SYRIUSZU. Nie możesz uczestniczyć w tej akcji.
Na słowa aurora Łapa usiadł znowu koło swojego przyjaciela i posłał Szalonookiemu wrogie spojrzenie.
- Tak więc, pomyślałem, że może... - mruknął stary auror przyglądając się pergaminowi w jego dłoniach - Za straż będę robił ja, Lupin, Strugis, Kingsley, Vance, Doge, Jones... oraz Tonks.
- Ale że ja? - odparła z entuzjazmem Tonks. - Dziękuję! To zaszczyt – powiedziała, a jej oczy zalśniły ze szczęścia.
- Postarajcie się przekazać nieobecnym o zaszczycie jaki ich spotkał. Dokładną datę i godzinę podam wam w najbliższym czasie. Poza tym, Tonks, zajmij się wywabieniem Dursleyów, mam nadzieję, że będzie to dla ciebie jeszcze większym zaszczytem– burknął Szalonooki – Posiedzenie uważam za zamknięte. Teraz część zaprzysiężenia – powiedział Szalonooki i skinął głową na Remusa – Mógłbyś?
- Oczywiście – wilkołak podniósł się z miejsca. Za nim kilkoro ludzi zrobiło to samo, jednak on zamiast wyjść podszedł do potężnej, starej komody.
Wyszeptał parę słów, stuknął różdżką w mebel, który odsunęła się ze skrzypienięciem. Gdy wyciągnął już ogromną księga i położył ją na stole, zauważył, że w pomieszczeniu zostali zaledwie Syriusz, Tonks, Gabrielle, Moody, Artur oraz David.
- Tak więc – powiedział zamyślony Szalonooki otwierając księgę. Przerzucał strony, po chwili jednak udało mu się znaleźć to, czego szukał.
Kartki były żółte, jednak strony na których zatrzymał się auror, zapełnione były zaledwie do połowy. Pokrywały je różne rodzaje pisma, zapisane czymś, co wyglądało jak szczere złoto. Przy każdym nazwisku widniał Hogwarcki dom, do którego ów czarodziej niegdyś należał.
- Zapiszcie się.
- Czy mogłabym zapisać się jako N.Tonks? Nie przepadam zbytnio za swoim imieniem – zaproponowała nieśmiało różowo-włosa, na co Remus szeroko się uśmiechnął.
- Możesz się tak zapisać, tylko zrób to szybko. Nie mam czasu stać tutaj cały dzień – warknął Moody, przewracając oczami.
- Mógłbyś być trochę milszy, przynajmniej dla kobiet – powiedział z uśmiechem Syriusz, który nie ruszył się ze swojego miejsca, ale uważnie obserwował całą scenkę. Szalonooki skwitował to paroma przekleństwami.
Obie czarownice, kolejno wycelowały w księgę swoimi różdżkami szeptając zaklęcia.
- Gotowe – powiedziały obie.
- Dobrze, więc złapcie się za ręce – odparł Remus, co Tonks i Gabrielle od razu uczyniły.
- Powtórzcie za mną. Przysięgam być wierny zakonowi i przekładać wszystko ponad jego dobro. Przysięgam także, poświęcić życie, jeśli nadejdzie taka potrzeba.
- Przysięgam być wierna zakonowi i przekładać wszystko ponad jego dobro. Przysięgam także, poświęcić życie, jeśli nadejdzie taka potrzeba – Wyrecytowały przyjaciółki z powagą.
Remus po chwili stuknął w nie swoją różdżką, a dłonie młodych kobiet oplotły złote nicie, które po chwili zniknęły we wnętrzu księgi.
- I tyle – powiedział z uśmiechem wilkołak.
- I tyle – powtórzyła Tonks, również się uśmiechając.
- Tak, tyle – burknął Szalonooki przyglądając się im – Tak więc, do widzenia!
- Milutki, jak zwykle – zaśmiał się Syriusz.
- Odkąd pamiętam taki był – odparł Remus.
- On się nigdy nie zmieni – dodała Tonks – Ale w sumie to cały Moody. I tak bardzo wiele mu zawdzięczam.
- Tak, nudno by bez niego było – dorzucił Artur. Podniósł się z miejsca – Przepraszam, ale muszę was opuścić. Za niedługo zacznie się moja zmiana.
- Tak, ja chyba także muszę was pożegnać – powiedział David i wyszedł razem z Arturem.
- Kto chce herbaty? - zapytał Remus spoglądając na wszystkich. Syriusz i Gabrielle podnieśli dłonie – A ty, Tonks?
- Ja podziękuję. Ale mogę pomóc ci ją przygotować.
- Myślę, że sobie poradzę, ale jeśli masz ochotę, to z przyjemnością.

4 komentarze:

  1. Z miłą chęcią zaczęłam czytać cokolwiek dzisiejszego dnia, choć przyznaję że jestem całkowicie wyposzczona z weny i ochoty na cokolwiek. Tak czy inaczej wprawiłaś mnie w genialne nastawienie do własnej historii i do tego co tutaj pokazujesz.
    Pomimo iż znamy tą sytuację z książki, a dokładniej to już te osoby, które ją przeczytały (o zgrozo cholerna, a także te istoty, które do tej pory przeklinają w myślach szanowną panią Rowling za uśmiercenie jedynego najwspanialszego mężczyzny w książce), tak zwyczajnie z przyjemnością spojrzałam na wydarzenia dziejące się w Zakonie Feniksa z innej perspektywy. Wprowadziłaś tutaj Gabrielle - cholera, każda Gabrielle kojarzy mi się z moją Gabrielle i to dość zabawne, że spotykam się z tym imieniem w innym opowiadaniu. Ale to dobre! Serio!
    Mam nadzieję, że uda mi się dziś przeczytać jeszcze jeden rozdział twojego autorstwa, choć mój umysł nie pozwala mi już na nic wartościowego.
    Muszę przyznać, że genialnie zobrazowałaś Tonks i Szalonookiego. Niech mnie dementor nauczy całować, Moody wyszedł tutaj perfekcyjnie. A Luniak... no cóż. Jak to Luniak. Dalej szczodry i ciepły.
    Szykuję się do czytania drugiego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie masz pojęcia, jak wielką radochę sprawiły mi twoje komentarze.
      Jak zapewne sama wiesz, komentarz potrafi dać mega kopa do działania!
      Dziękuję ślicznie ♥

      Usuń
  2. Cześć!
    Rozdział przyjemny, nieco krótki. Fakt, że składa się niemal tylko z dialogów, jeszcze bardziej potęguje tempo czytania. Dzięki temu przez tekst się płynie, ale czasem opisy też są ważne.
    Sytuacja jest wprowadzająca i niewiele można o niej napisać. Może tyle tylko, że jak na początek, rozdział jest interesujący i zachęca do dalszej lektury, za którą zapewne zaraz się zabiorę. Ten fragment: "- Mi to mówisz? Przez tego osła w za wielkim meloniku całymi dniami siedzę w tym domu i się nudzę... - powiedział Black, opadając ciężko na krzesło./ - Minister Magii nadepnął na odcisk groźnemu mordercy – prychnął Lupin – Jak dobrze, że Skeeter tego nie słyszy." to mój number one ;)
    Mimo wszystko, migają mi literówki i powtórzenia. Nie wiem, czy jest tak dalej w następnych rozdziałach, ale jeśli tak, to radziłabym czytać notki przed publikacją lub poszukać bety.
    Pozdrawiam, Atria Adara
    _________________________
    wsrod-wilkow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Część przejrzę uważnie i postaram się poprawić błędy :)

      Usuń