Szczęśliwego Nowego Roku!
Wraz z nadejściem weekendu, Tonks czekało spotkanie z Chrisem. Aurorka nie miała w zwyczaju stresować się spotkaniami z przyjaciółmi, ale tym razem czuła się trochę niepewnie. Nie ze względu na Chrisa. Tak naprawdę nie wiedziała czemu tak się niepokoi, ale nie potrafiła uspokoić swoich nerwów.
Przerzucała niespokojnie wszystkie swoje koszulki i koszule z nadzieją odnalezienia tej doskonałej. W końcu wychyliła się z szafy, trzymając w dłoni niebieską, prostą koszulę z krótkim rękawem. Zastanawiała się chwilę, czy aby na pewno nie będzie wyglądać zbyt oficjalnie, ale postanowiła nie zaprzątać sobie tym głowy i szybko się przebrała.
Miała jeszcze chwilę czasu, więc wyciągnęła swoje dwukierunkowe lusterko.
- Gabriella Morgan.
- Tak, Tonks? – zapytała z uśmiechem kobieta. Swoje blond włosy miała upięte, a ubrana była w swój pracowniczy strój.
- Jesteś w pracy?
- Owszem.
- Myślałam, że miałaś tygodniowy urlop – powiedziała podejrzliwie aurorka.
- Wczoraj jeden z naszych sprzedawców się zwolnił, a jak w każdą sobotę mamy straszny młyn w sklepie, więc postanowiłam zrezygnować z wolnego. Odbiję je sobie kiedy indziej. Ale to nieistotne, stało się coś?
- Nie, nie. Myślałam, że wpadniesz do mnie na kilka chwil — wyjąkała i nieśmiało zapytała – Znasz mojego współpracownika, Chrisa, prawda?
- Takiego wysokiego z fajną sylwetką?
- Dokładnie.
- No tak. Przystojniaczek, a w dodatku błyskotliwy. Pamiętam go jeszcze ze szkoły, prefekt i obrońca Ravenclawu w qudditchu– przytaknęła Gab – Ale nie bardzo rozumiem. Na pewno wszystko w porządku?
- No… umówiłam się z nim. I nie wiem, czy aby na pewno dobrze robię. Gab, my pracujemy razem! Przecież… tak się nie da. Traktuje go jako przyjaciela, ale on chyba oczekuje czegoś więcej.
- Po prostu z nim porozmawiaj – poradziła blondynka – Skoro spotykacie się dzisiaj, wyjaśnijcie sobie to, żebyście oboje wiedzieli, jakie relacje są między wami.
- Chyba masz racje – przytaknęła aurorka. – Tylko trochę się martwię, że mamy wobec siebie inne oczekiwania
-Głowa do góry, żabko – uśmiechnęła się Gab do przyjaciółki, a za chwilę zmarszczyła brwi i przepraszająco mruknęła – Wybacz, muszę kończyć. Mam jeszcze pełno papierkowej roboty, a jeśli się szybko z nią uwinę, będę mogła zejść na dół i pomóc w obsłudze.
- Oczywiście, rozumiem. Powodzenia.
- Tobie także! Nie przejmuj się Tonks. Wszystko będzie w porządku.
- Mam taką nadzieję – mruknęła markotnie, gdy twarz przyjaciółki zniknęła.
Tonks krzątała się jeszcze jakiś czas po mieszkaniu, całkowicie bezcelowo, spoglądając co jakiś czas nerwowo na zegarek. W końcu zrezygnowała i postanowiła pojawić się wcześniej.
W wiosce zjawiła się prawie pół godziny przed czasem. Zastanawiała się chwilę nad odwiedzeniem Sklepu Zonka, ale nie chciała przeszkadzać Gab w pracy. W środku lata, rzadko można było spotkać tam tłumy, bo uczniowie Hogwartu mieli wakacje, ale jednak zdarzały się dni, gdy do sklepu nie można było wejść przez ogromną ilość ludzi.
Koniec końców, weszła do pubu i zajęła stolik wciśnięty najbardziej w kąt. Czekała spokojnie, co jakiś czas spoglądając na zegarek. Rozmyślała nad tym, czy aby na pewno nie nadinterpretuje zachowania Chrisa. Niestety, intuicja jej podpowiadała, że mężczyzna już dawno przestał ją traktować jak przyjaciółkę. Fakt, sama bardzo go ceniła – był przystojny, inteligentny i zabawny. Ponadto odpowiedzialny i spokojny.
Ale Tonks nie chciała wiązać się z nikim. Na pewno nie na razie. Będzie mieć na to czas w przyszłości. Teraz zdecydowanie chciałaby skupić się na pracy, zakonie i przyjaciołach. To nie są czasy na związki i miłostki. Miłość zaślepia ludzi, a chwilę nierozwagi można teraz przypłacić życiem.
Gdy dochodziła za pięć druga, drzwi pubu się otworzyły i stanął w nich Chris. Ubrany był luźno, ale elegancko. Cały Chris. Tonks uśmiechnęła się w duchu na myśl, że mężczyzna mógłby założyć pokrowiec na miotłę, a i tak wyglądałby niezwykle przystojnie.
Rozglądał się dookoła, a w dłoni trzymał małą, krwistoczerwoną różę. Tonks pomachała do niego, a on prawie natychmiast ją zauważył i podszedł do niej.
- Cześć – powiedział, całując jej dłoń, gdy wstała. Zajęli swoje miejsca – Nie myślałem, że przyjdziesz wcześniej. Długo na mnie czekałaś? – zapytał zakłopotany.
- Dopiero przyszłam – skłamała aurorka.
- Cieszę się. Pójdę coś zamówić. Na co masz ochotę?
- Woda goździkowa wystarczy – powiedziała. Auror uśmiechnął się i chwilę później wrócił z dwoma naczyniami.
- No, więc – zająkał się – Pracujemy ze sobą już jakiś czas, ale wydaje mi się, że nie wiemy zbyt wiele o sobie. Może… Czym zajmujesz się po pracy?
- Czytam książki, spotykam się z przyjaciółmi, czasem pójdę na jakiś koncert. A ty?
- Podobnie. A jakie książki… lubisz najbardziej?
- Kryminały, chociaż czytam też inne gatunki.
- O, to świetnie! Czyje pióro podoba ci się najbardziej? - zapytał z ciekawością Chris.
- Daniel McDroid i Alexy Witturg. Ten ostatni jest mistrzem w swojej dziedzinie.
- Nigdy o nich nie słyszałem – zamyślił się auror – Ja wolę Adama Lewisa, uwielbiam jego szczegółowe opisy i szybką akcję.
- Czytałam jego dwie książki, ale żadna nie przypadła do gustu – odparła aurorka. Pomiędzy dwójką ludzi zapadła krępująca cisza – Ciągle martwię się o naszych zaginionych aurorów. Nie mamy żadnych śladów, jedną kobietę odnaleźliśmy martwą. Z każdym dniem szansę na odnalezienie innych stają się coraz mniejsze.
- Wiem – westchnął Chris i wbił wzrok w stojąca przed nim wodą goździkową. Podniósł na Dorę pochmurny wzrok – Sam ciągle staram się coś wymyślić, ale nie mam pomysłu, co moglibyśmy jeszcze zrobić. Przesłuchania nic nie dają, zbadaliśmy teren i również nic nie znaleźliśmy. Kończą mi się pomysły.
- Będziemy musieli przeszukać White Valley.
- Jak najszybciej. Niestety, wszyscy aurorzy są teraz zajęci, a doskonale wiesz, że w tamtej okolicy nie można spotkać nic dobrego, przecież to teren wilkołaków. W razie ataku ich watahy nie mielibyśmy szans. Ale Tonks nie chciałbym teraz rozmawiać o pracy.
- Nie? – zapytała tępo Tonks i spojrzała na przyjaciela nerwowo – No dobrze, więc o czym…
- O nas – nieśmiało jej przerwał.
- Chris… - uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco i poklepała go po dłoni. Mężczyzna ciężko westchnął.
- Tonks, ja naprawdę nie wiem, co się ze mną stało. Wpadłem po uszy. Uwielbiam twoją energię, twój optymizm. Nie potrafię tego dłużej ukrywać. Wiem, że traktujesz mnie jak przyjaciela i cieszę się z tego, ale chciałbym czegoś więcej. Z drugiej strony nie jestem pewien czy ty tego byś chciała... Mimo wszystko zależy mi na tym, żebyś to wiedziała.
- To piękne co mówisz Chris i bardzo mi to schlebia, ale myślę, że to nie jest odpowiedni czas na związki. Wybacz mi naprawdę, tak po prostu będzie lepiej. Tu nie chodzi o ciebie, ale o mnie, nie jestem gotowa na odpowiedzialność, jaką niesie za sobą związek.
- No tak. Oczywiście – powiedział smutno, ale za chwilę westchnął i uśmiechnął się z trudem – Nie ważne. Zapomnijmy o tym.
- Tak, tak będzie najlepiej. Dla ciebie i dla mnie. Dla nas wszystkich.
Syriusz siedział w pokoju wraz z Hardodziobem, gdy jego lusterko dwukierunkowe zaczęło drżeć. W miejscu wskazówek pojawiła się twarz Gabrielli.
- Witam panią – przywitał się, puszczając jej oczko.
- Otworzysz mi drzwi?
- Już idę – stęknął Syriusz, podnosząc się i ruszając w stronę korytarza – Nie wiem, po co Remus zamyka drzwi, przecież do tego domu i tak nie da się włamać.
- Martwi się po prostu.
- Ale czasem przesadza – powiedział Syriusz, otwierając drzwi i stając twarzą w twarz z Gabrielle.
- Czy to będzie niezręczne, jeśli pocałuję cię na powitanie?
- Nie – zaśmiał się Syriusz. Gabriella stanęła na palcach i złożyła delikatny pocałunek na jego szorstkim policzku.
Odsunęła się od niego z uśmiechem. Stali chwilę w przejściu, gdy Syriusz ruchem dłoni zaprosił ją do środka. Szli w ciszy, aż doszli do starego, dużego salonu. Od razu zasiedli na kanapie.
- Tonks kazała przekazać, że jednak zjawi się na kolacji przed zebraniem. Chciała wpaść do was wcześniej, ale do południa sobie randkowała, a po południu musiała wrócić do pracy i przejrzeć jakieś akta.
- Randkowała sobie? – zapytał podejrzliwie Huncwot i zmarszczył czoło – Kim on jest?
- Jej współpracownikiem. Wiem, że ma na imię Chris i jest zabójczo przystojny.
- Przystojny czy nie, mam nadzieję, że jest dla niej wystarczająco dobry, bo jeśli nie, to będę musiał sobie z nim porozmawiać.
- Z tego, co słyszałam to strasznie miły facet. Inteligentny i zabawny, tylko brać. Już za czasów szkolnych dziewczyny ustawiały się do niego w kolejce. Nie wiem, na co Tonks czeka, powinna wykorzystać okazję.
- Tak czy inaczej, nie radziłbym mu nawet spróbować jej skrzywdzić – burknął mężczyzna.
- Kto kogo ma zamiar krzywdzić? – zapytał zaintrygowany Remus, wchodząc do salonu i rzucił przyjaciołom rozbawione spojrzenie. Pod ręką miał dwie obszerne księgi. Przeszedł przez pokój i przystanął przy regale, ewidentnie szukając jakiejś księgi. Gdy nie doczekał się odpowiedzi, spojrzał przez ramię na Gab i Syriusza – No dalej. Nie jestem plotkarzem, ale widząc zabójczy wzrok Syriusza…
- Tonks była dzisiaj na randce – powiedział niezadowolony Syriusz – Wiem, że jest dorosłą kobietą, ale ledwo ją odzyskałem, nie chce, żeby jakiś byle fagas mi ją od razu odbierał.
- Łapa, daj spokój – odparł Remus, opierając się plecami o regał – Tonks to mądra dziewczyna, umie o siebie zadbać i nawet jeśli sobie kogoś znajdzie z pewnością o tobie nie zapomni.
- No, w każdym razie podczas kolacji będziesz miał okazję wypytać ją o wszystkie szczegóły dotyczące Chrisa — dodała kobieta.
- Straszne imię, brzmi jak nazwa pudełka płatków śniadaniowych – mruknął Syriusz, krzyżując ręce. Remus i Gabriella skwitowali to śmiechem.
Gdy wieczorem Tonks wpadła na Grimmuald była głodna i zmęczona, ale zadowolona. Cieszyła się, bo spędziła cudownie czas razem z Chrisem i co więcej – oboje doszli do porozumienia, że zostaną przyjaciółmi, bo związki tak naprawdę tylko wszystko psują. Niestety, była też zawiedziona, bo przez cztery godziny przeszukiwała akta najbliższych osób zaginionych i nie znalazła nawet najmniejszej wskazówki – podobnie jak jej współpracownicy.
Pogrążona w myślach, szła w kierunku kuchni i w drzwiach zderzyła się z jakąś osobą. Poczuła, jak leci do tyłu, ale silne ramiona powstrzymały ją przed upadkiem. Gdy podniosła wzrok, napotkała rozbawione spojrzenie Remusa.
- Przepraszam, zamyśliłam się – szepnęła zawstydzona, ale uśmiechnęła się szeroko – Niezły refleks.
- Dziękuję. Niedługo pełnia to i wszystkie zmysły mam wyostrzone – zażartował, ale w jego głosie dało się wyczuć smutek.
- Remus…
- Zamyśliłaś się czy po twojej głowie krąży Chris? – zapytał zadziornie, starając się zmienić temat.
- Gabriella – powiedziała Tonks z udawaną złością w głosie i westchnęła.
- Myślę, że większym problemem jest Syriusz.
- Co takiego? – zapytała zaskoczona Tonks.
- Jak wejdziesz do kuchni, to z pewnością wszystkiego się dowiesz – odparł z uśmiechem i ruszył przed siebie.
- Zaraz, a ty nie idziesz na kolację?
- Nie mam apetytu – mruknął i wbił przygnębione spojrzenie w podłogę. Po chwili podniósł wzrok i spróbował się uśmiechnąć, przez co na jego twarzy pojawił się grymas.
- Kiedy zaczyna się pełnia? – zapytała zatroskana Tonks jakby rozumiejąc, o co chodzi przyjacielowi. Złapała Remusa za chłodną dłoń i delikatnie ścisnęła.
- We wtorek – westchnął mężczyzna – Ale już, nie ważne. Zmykaj, bo mi Molly urwie głowę, że przeze mnie wszyscy czekają. Smacznego – powiedział cicho, wysunął dłoń z uścisku Tonks i szybkim krokiem uciekł na górę.
Tonks z westchnięciem zeszła do kuchni, gdzie przywitał ją gwar rozmów. Skinęła głową wszystkim obecnym; Harry’emu, Hermionie i Ginny siedzących przy stole najbliżej niej i rozmawiających cicho, dalej od nich zajęli miejsca Syriusz, Gabriella i Pan Weasley. Po kuchni krzątała się Molly, zaganiając do pracy narzekających Rona, Freda i Georga.
Ruszyła przed siebie, posyłając wszystkim nieprzytomne uśmiechy. Opadła obok Gabrielli i ukryła twarz w dłoniach i ze śmiechem zapytała:
- Gabriella, dzwoniłaś już do Proroka Codziennego z informacją, że poszłam na randkę? – podniosła wzrok na przyjaciółkę, która wyszczerzyła do niej zęby.
- Jeszcze nie zdążyłam, ale daj mi czas do jutra.
- Nie fatyguj się. To był jednorazowy epizod i więcej się to nie powtórzy.
- Okazał się jednak zakutym łbem, któremu po głowie chodzi tylko jedno? – ożywił się Syriusz.
- Nie! – zaprotestowała ze śmiechem Tonks – Jesteśmy tylko przyjaciółmi. I tak już zostanie. Faktycznie, Chris liczył na coś więcej z mojej strony, ale to nie dla mnie. Te całe związki. Nie mam ochoty się z nikim wiązać i ograniczać swoją wolność.
- Związek nie musi być ograniczeniem swojej wolności – powiedziała Gabriella – Jeśli dwójka ludzi świetnie się dogaduje…
-… Jak ja i Gabriella – wtrącił Syriusz ze śmiechem. Gab nachyliła się przez stół i zdzieliła Huncwota w ramię – Oczywiście jak ja i Gabriella według naszych najdroższych przyjaciół, Tonks i Remusa.
- Tak czy inaczej – kontynuowała Gab, nie zwracając uwagi na Huncwota – Jeśli dwójka ludzi faktycznie świetnie się ze sobą dogaduje, to związek to coś wspaniałego. Miałam już paru facetów i wiem, co mówię. Byli tacy co można było z nimi konie kraść, ale zdążali się też tacy, którzy potrafili mnie na randce najzwyczajniej w świecie uśpić.
- No to nie można po prostu się przyjaźnić? Jak my? – zapytała aurorka – Po co to wszystko komplikować?
- Jak dorośniesz, to zrozumiesz – powiedział Syriusz i uchylił się przed nadlatującym ciosem ze strony kuzynki – Daj spokój. Każdy dojrzewa w swoim tempie.
- Łapa… - Zagroziła palcem Tonks przed oczami kuzyna – Jeszcze słowo…
- No nie! – wrzasnął cicho niby przerażony i załamał ręce – Zamieniasz się w Remusa!
Półtorej godziny później Remus wyszedł ze swojego pokoju i udał się w stronę kuchni. Szedł pogrążony w myślach i już miał wejść do kuchni, gdy zderzył się z wychodzącą z niej osobą. Tym razem to on zachwiał się i w ostatnim momencie uchronił przed upadkiem, łapiąc za futrynę drzwi. Spojrzał na roześmianą Tonks.
- Już miałam po ciebie iść, zebranie zaraz się zacznie. Przepraszam. Znowu – powiedziała ze skruchą, na co Remus jedynie roześmiał się serdecznie.
- Wszyscy już są?
- Tak.
- Moody mnie zabije. Poszedłem się zdrzemnąć i nie obudziłem się na czas.
- Już, nie ważne. Choć – chwyciła go za ramię i wciągnęła do kuchni. Gdy tylko przekroczyli próg, Remus poczuł na sobie kilkanaście par oczu. Ruszył z Tonks w stronę stołu i usiadł obok Syriusza.
- Jak miło Remusie, że wreszcie zaszczyciłeś nas swoją obecnością – wycharczał w jego stronę Moody. Remus jedynie kiwnął głową, spuścił wzrok, a na jego policzkach wykwitły delikatne rumieńce – Tak czy inaczej, jak zapewne wiele z was słyszało, ostatnio zaginęła czwórka aurorów. Ministerstwo wyznaczyło czworo śledczych, w tym Tonks, do poszukiwań. Tonks, czy sytuacja nadal jest tak samo beznadziejna?
- Nadal – przytaknęła Dora i szybko streściła, jak do tej pory przebiegało śledztwo – Czyli na dobrą sprawę mamy jedną martwą osobę i trójkę zaginioną. Żadnych śladów. W przyszłym tygodniu wybieramy się do White Valley na poszukiwania.
- Jest was tylko czwórka, Tonks. Doskonale wiesz, jak wygląda tamta okolica. Jeśli dobrze rozumiem, Scrimegour nie zgodził się wysłać razem z wami więcej śledczych?
- Nie.
- No to możemy już ustalić jeden fakt. A mianowicie to, że wasz przełożony jest skończonym idiotą. W każdym razie, mężczyźni, z którymi Remus miał ostatnio do czynienia, prawdopodobnie mają z tym wszystkim coś wspólnego. – stwierdził Szalonooki, lustrując wszystkich zebranych swoim magicznym okiem – Strugis ich obserwował i zauważył, że kontaktowali się z dwoma, dobrze nam znanymi wilkołakami. Dlatego Tonks, mam dla ciebie ważne zadanie. Postaraj się przekonać swoich współpracowników i zabrać ich ze sobą na następne zebranie Zakonu. Myślisz, że będą skłonni współpracować?
- Postaram się zrobić co w mojej mocy. Wiem, że nie popierają wszystkich działań ministerstwa, więc są duże szanse, na to, że z chęcią przystaną na moją propozycję. Poza tym, wszyscy jesteśmy sfrustrowani brakiem postępu w śledztwie, więc tym bardziej mogą być skłonni dołączyć się do nas.
- Świetnie – burknął Szalonooki – Jeśli nie uda ci się ich przekonać, będziemy musieli rozwiązać tę sprawę inaczej. Dlatego lepiej Tonks, żeby ci się udało. A teraz, przejdę do odczytania raportu spisanego przez Davida, dotyczącego naszego kolejnego podejrzanego. Damien, lat trzydzieści siedem, mieszkający na Royal Street pod numerem 12… - zaczął odczytywać Moody, ale Tonks przestała go słuchać.
Musiała zrobić wszystko, co będzie mogła, żeby przekonać jej współpracowników. Czuła, że z Chrisem nie będzie miała najmniejszego problemu – często się buntował przeciwko Ministerstwu, ale siedział cicho ze względu na pracę. Niestety, nie była przekonana co do Daniela i Sam, ponieważ, nie znała ich tak długo, jak Chrisa i nie potrafiła przewidzieć ich reakcji.
- Tonks, jeśli uda ci się przekonać swoich współpracowników do Zakonu, Zakon wyśle kilka osób razem z wami do zbadania tamtejszych terenów – szepnął Remus w stronę Tonks. Twarz miał szarą i zmęczoną. Wbił w nią przenikliwe niebieskie spojrzenie, w którym dostrzegła strach – Nawet jeśli ci się nie uda ich przekonać, nie chciałbym, żebyś szła tam sama. Pójdę tam z tobą bez względu na wszystko.
- Remus…
- Nie puszczę cię tam samej – powiedział twardo, a w jego głosie usłyszała realne przerażenie – Tak się składa, że znam doskonale te tereny – odparł i ukrył załamany twarz w dłoniach.
Po zakończonym zebraniu Remus powlókł się na górę. Gdy tylko wszedł do pokoju, poszedł do okna i z wściekłością zasunął zasłony; nie mógł znieść wpadającego do pokoju światła księżycowego. Usiadł załamany na łóżku i ukrył twarz w dłoniach.
Czuł się coraz gorzej i coraz słabiej. Co gorsza, mimo fatalnego samopoczucia, wszystkie jego zmysły były niezwykle wyczulone. Węch, wzrok i słuch, ale także intuicja. Nie mógł pozbyć się paraliżującego go uczucia, że w White Valley czeka na nich śmiertelne niebezpieczeństwo. W dodatku nie byle jakie.
W tereny White Valley zapuścił się tylko raz, podczas przerwy wakacyjnej, jako nastolatek. Był wtedy zrozpaczony, miał dość swojego życia i postanowił dołączyć się do wilkołaków. Prawie mu się udało, bo gdy tylko dotarł do obozu watahy, położonej w środku lasu, nieopodal wielkiej góry zawahał się, słysząc przeraźliwe wrzaski i wycie. To, co tam zobaczył, bardzo często do dziś męczyło go w koszmarach — Zauważył grupkę wilkołaków, warczącą na młodego, wystraszonego mężczyznę. Bestie krążyły wokół niego jak sępy i w pewnym momencie, rzuciły się na człowieka, rozszarpując go na kawałki. Wtedy zrozumiał, że nie mógłby żyć obok tych potworów. Szybko zaczął wracać do wioski, przy okazji co jakiś czas natykając się na ludzkie, niepełne szkielety. Był przerażony i nigdy więcej nie chciał tam wrócić.
Remus chciał dołączyć do wilkołaków? Co mu się takiego stało? W czasach szkolnych przecież nie mogło mu być tak źle, żeby uciekać do tych bestii! Wyjaśnisz kiedyś tą sytuację? Bardzo proszę.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Szalonookim - wysyłanie czwórki aurorów w sam środek siedliska wilkołaków jest głupotą. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że wręcz morderstwo w białych rękawiczkach.
Biedny Remus. Przecież to jest aż nadto widoczne, że powodem jest złego samopoczucia jest coś więcej niż pełnia.
Pozdrawiam i życzę szczęśliwego Nowego Roku
W dalszych częściach znajdzie się krótkie wyjaśnienie dlaczego chciał tak postąpić:)
UsuńDziękuje i pozdrawiam.
Super rozdział.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i czekam na dalszą część 😊
dziękuję! ♥♥
UsuńHej. Będzie dzisiaj nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
niestety, nie udało mi się "wyrobić". Pojawi się dziś wieczorem :)
Usuń