środa, 23 grudnia 2015

Rozdział VII - Straż + Nominacja!

Ostatnio otrzymałam nominację od Krakersowa Simsowa (której jednocześnie chciałabym zadedykować dzisiejszy rozdział!) do Liebster  Award. Nie ukrywam, że jest to dla mnie zaszczyt i cieszę się, że mogę wziąć w tym udział :) 


Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na pytania otrzymane od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz kilka osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im pytania. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.






1. Czy jest ktoś, kto wspiera Cię w pisaniu? Jeśli tak - kim on dla Ciebie jest?
Są to moi przyjaciele. Pomagają mi, wspierają i doradzają. Ich pomoc jest nieoceniona! 

2. Co według Ciebie powinno się koniecznie znaleźć w dobrym opowiadaniu?
Sama jestem w trakcie poszukiwania odpowiedzi na to pytanie, aby moje opowiadanie było jeszcze lepsze :)



3. Najgłupszy błąd ortograficzny, który nieświadomie popełniłaś pisząc coś na bloga?
Pamiętam, że zamiast słońce, napisałam "słonice" :D



4. Twoje ulubione opowiadanie? 
Zbyt wiele ich, aby tu wymieniać :) 



5. Zawdzięczasz komuś swój talent?
Nie wydaje mi się. Zawsze do wszystkiego chciałam dążyć sama.



6. Co najbardziej doceniasz u swoich czytelników?
Że są! Każdy komentarz niezwykle silnie motywuje do dalszego pisania.



7. Czy Twoi rodzice czytają bloga, który piszesz? Jeśli tak - co o nim sądzą?
Nie czytają, ale wiedzą, że mam bloga na którego wrzucam moje twory :)

8. Lubisz rysować?
Kiedyś lubiłam, teraz nie sprawia mi to większej przyjemności.

9. Grasz w gry komputerowe? Jeśli tak - która jest Twoją ulubioną?
Na ogół nie, bo nie mam zbyt wiele czasu. Jeśli już seria TheSims (3 i 4 głównie) oraz TheForest :)

10. Masz ochotę kogoś pozdrowić?
Pozdrawiam wszystkich, którzy czytają mojego bloga. Dzięki, że jesteście!


A teraz, blogi, które chciałabym nominować:

1. Nimfadora Tonks
2. Story of Gemma Arterton
3. Hunulv FanFiction
4. Remus Lupin i wojny czarodziejów

I pytania:

1. Czy pamiętasz pierwszą książkę, którą przeczytałeś/aś samodzielnie? Jeśli tak - opowiedz coś o niej.
2. Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
3. Co skłoniło cię do założenia bloga i rozpoczęcia przygody z pisaniem?
4. Gdyby miało nie być jutra, jaki byś miał/a plan na dziś?
5. Z czym kojarzy ci się zapach mandarynek?
6. Wolisz upały czy mrozy?
7. Uważasz się za odważną osobę?
8. Jakie było twoje największe marzenie w dzieciństwie?
9. Jaki film ostatnio doprowadził cię do łez?
10. Jaki jest twój ulubiony deser?

A teraz, zapraszam wszystkich na Rozdział VII.


Remus otworzył oczy, poruszył się niepewnie i jęknął żałośnie, ponieważ jego klatkę piersiową przeszył ostry ból. Oddech miał ciężki, obraz przed oczami zamazany, a głowa pulsowała mu tępym kłuciem. Przez chwilę myślał o tym, co się wydarzyło i jak znalazł się w tej ciemnej i obskurnej uliczce. W pozycji półleżącej usilnie starał się pojąć to, co mu się przytrafiło - nie było to jednak łatwe, bo skupienie się skutecznie umożliwiał mu ból atakujący całe jego ciało. Warta, szpiegowanie i lekcja życia wymierzona w jego stronę przez zwykłych zbirów. Genialnie. Będzie musiał wpisać sobie to do życiorysu.
I może wegetowałby na chodniku jeszcze trochę, gdyby nie to, że całe jego ciało było przymarznięte i obolałe, a jego poszarpana koszula ubrudzona była krwią. Postanowił więc wziąć się w garść.
Wyciągnął przed siebie dłoń z zegarkiem i ciężko sapnął:
- Kingsley Shacklebolt.
- Remus! – krzyknął zaskoczony auror, widząc przyjaciela – Żyjesz! Gdzie jesteś? – zapytał gorączkowo – Zaraz będziemy.
- Nie wiem – odparł słabo, poprawiając się lekko. Ból w boku wciąż mu dokuczał, ale nie był już taki intensywny jak w pierwszym momencie po odzyskaniu przytomności – Ale myślę, że gdzieś w okolicach Indesstrel Street. Przynajmniej tak mi się wydaje – burknął Remus, rozglądając się wokół.
- Jesteś tam bezpieczny? Powiadomię Szalonookiego i zaraz cię zgarniemy.
- Tak, wydaje mi się, że nic mi nie grozi. Jestem tylko strasznie obolały.
- Jasne, rozumiem. Czekaj tam, a w razie czego powiadom któregoś z członków zakonu. Tylko już nigdzie się nie ruszaj.
- Oczywiście – westchnął, gdy twarz przyjaciela zniknęła z tarczy zegara.
Spoglądał na leniwie poruszające się wskazówki. Było pół do jedenastej. Jak długo był nieprzytomny? Co najmniej kilka godzin. I przez ten czas nikt go nie zauważył. Parszywa uliczka, najwidoczniej nie była zbytnio uczęszczana, czemu wcale się nie dziwił. Obdrapane budynki, okna pozabijane deskami i stare nierówne chodniki – nie było to najlepsze miejsce na spacery, a z pewnością nie nocami. Chyba że jest się na przykład, cholernym śmierciożercą.
Ogromnym wysiłkiem podniósł się z ziemi. W głowie mu huczało, ale czuł się już trochę lepiej. Niepewnym krokiem ruszył w stronę jednej z nielicznych latarń na ulicy. Gdy do niej dotarł, oparł czoło o zimny metal i poczuł ulgę. Wyciągnął dłoń i starał się oszacować, jak bardzo ucierpiała jego twarz. Szczypiące zadrapanie na policzku, zbity nos (na całe szczęście, cały!) i rozcięty łuk brwiowy.
Stał tak chwilę z przymkniętymi oczami, gdy usłyszał trzask teleportacji. Chwycił w miarę możliwie sprawnie różdżkę i wymierzył w stronę, z której napłynął do niego dźwięk.
- Remus? – zapytał niepewnie Kingsley, mierząc w przyjaciela różdżką.
- Remus John Lupin we własnej osobie. Nie musisz mnie sprawdzać, nikt i tak nie mógłby się pode mnie podszyć. Doskonale o tym wiesz.
- Wszyscy się o ciebie martwili – powiedział David, podchodząc do kolegi, gdy członkowie zakonu opuścili swoje różdżki – Wyglądasz na wycieńczonego. Nie powinniśmy ryzykować teleportacją. Jeszcze się nam rozszczepi – rzucił w stronę czarnoskórego aurora.
Oprócz Kingsleya i Davida towarzyszyli im jeszcze Strugis i Vance. Na twarzach wszystkich wymalowana była ulga i zadowolenie.
- Racja – przyznał Strugis – Może zamówimy zwykłą mugolską taksówkę? Ma ktoś z was przy sobie jakieś funty?
- Nic mi nie będzie – wtrącił obolały Remus. Istotnie, czuł się lepiej i był gotów aportować się stąd choćby zaraz, byleby tylko znaleźć się jak najdalej stąd. W tym momencie oddałby wszystko za położenie się w swoim średnio-wygodnym łóżku – Dam radę przenieść się tych kilkanaście kilometrów.
- Chcesz potem szukać swojej nogi po całej Wielkiej Brytanii?
- Nic mi nie będzie – zapewniał wilkołak i uśmiechnął się blado – Więc? Do kogo mogę się przyczepić?
Mężczyźni spojrzeli po sobie niepewnie. Przez chwilę panowała cisza, jednak po paru minutach milczenie przerwał Strugis.
- Użyczę ci mojego ramienia.
- Dziękuję – szepnął uradowany huncwot i złapał kolegę za ramię.

Z niesamowitą ulgą wszedł do ciemnego, stęchłego korytarza. Mimo obietnic złożonych samemu sobie, że po powrocie od razu uda się do pokoju, swoje kroki skierował w stronę salonu. Wszedł niepewnie do oświetlonego pomieszczenia w towarzystwie trzech innych członków Zakonu.
Rozejrzał się po miejscu pełnym osób. Ujrzał prawie całą rodzinę Weasleyów, aktualnie zamieszkująca na Grimmauld. Ron razem z Hermioną siedzieli na wyblakłym dywanie niedaleko kominka, Fred i George wciśnięci byli w fotele przy oknie, Artur i Molly zajęli sofę. Obok nich siedziała Gabriella, z ręką na ramieniu Tonks. Po pokoju krążył niespokojnie Syriusz, który, gdy tylko Remus wszedł do pomieszczenia, zatrzymał się i wbił w niego dziwny wzrok.
Zresztą nie on jeden. Oczy wszystkich skupione były właśnie na jego osobie. Wszyscy patrzyli na niego z mieszaniną ulgi, ale i troski na twarzach. Wszyscy, oprócz Syriusza, który ruszył w jego stronę.
- Czy ty na starość już do reszty rozum postradałeś?! – Warknął Łapa, podchodząc od przyjaciela i wymachując mu dłońmi przed oczami – Spacerów ci się zachciało?! Wiesz, co my tu wszyscy przeżywaliśmy?! Przecież dobrze wiesz, że powinieneś był przynajmniej kogoś powiadomić...
- Jakie miłe powitanie – mruknął Remus. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale został porwany w objęcia przez panią Weasley.
- Remus, kochaniutki, całe szczęście, że ci nic nie jest! – mówiła przejęta, a oczy miała pełne łez – Jaki ty jesteś zziębnięty! Potrzebujesz herbaty i czegoś do jedzenia. Usiądź sobie, a ja za chwilę wszystko ci przygotuję – rudowłosa kobieta wypuściła go z ramion i szybko wyszła z pomieszczenia.
- Całe szczęście, że nic ci się nie stało – powiedział Artur z uśmiechem, podając dłoń Remusowi – Szalonooki postawił cały Zakon na nogi, żeby cię odnaleźć.
- Ja... dziękuję, za troskę – odparł nieśmiało Huncwot, wpatrując się zawstydzony w swoje stopy. Czuł, że na jego policzkach pojawiają się rumieńce.
- No, więc drogi przyjacielu, a raczej drogi kretynie, co ty sobie myślałeś?! – zaczął ponownie czerwony ze złości Syriusz, ale po raz kolejny niedane mu było dokończyć.
Tonks podeszła do przyjaciela i z całej siły przytuliła się do niego.
- Na pewno nic ci nie jest? – szepnęła cicho, patrząc się na niego z niepewnym wzrokiem.
- Nie – zapewnił Tonks, wyswobadzając się z jej objęć.
- Dobrze cię widzieć – dodała Gabriella, podchodząc do dwójki przyjaciół. Posłała mu ciepły uśmiech, ale zaraz zwróciła się karcącym tonem w stronę Syriusza – Czy nie mógłbyś okazać więcej ciepła swojemu przyjacielowi?! Na pewno nie ma ochoty wysłuchiwać twoich wrzasków.
- Dobra, pani mądralińska – burknął Łapa, spoglądając na wszystkich spode łba, ale po chwili uśmiechnął się łobuzersko – Dobrze, że już się znalazłeś – powiedział do przyjaciela – Ale mógłbyś następnym razem darować nam takie przeżycia. A jak już chcesz wyruszyć na przygodę, mógłbyś z łaski swojej, nie zapominać o mnie!

Niecałą godzinę później, Remus z jękiem zadowolenia opadł na łóżko. Był kompletnie wyczerpany. Po zbyt obfitej kolacji przyrządzonej przez panią Weasley, podczas której pokrótce opowiedział zgromadzonym, co mu się przydarzyło, zmusił się jeszcze do wzięcia gorącego prysznica. Czując, jak ciepła woda przyjemnie uderza o jego napięte mięśnie, był bliski zaśnięcia na stojąco. Nadludzką siłą powstrzymywał się przed tym. Teraz jednak wsunął się pod przyjemną pościel, gdy nagle usłyszał pukanie do drzwi.
- Proszę – powiedział, siadając i przecierając ze zmęczenia oczy.
- Cześć, Remus – zaczęła niepewnie różowo włosa aurorka, wychylając głowę przez drzwi – Przepraszam, że przeszkadzam... Wiem, że jesteś zmęczony. Nie chciałabym cię dziś męczyć, ale...
- Nie szkodzi – powiedział z ciepłym uśmiechem Remus i poklepał dłonią miejsce na łóżku. Oczy mu się kleiły, ale zauważył, że kobietę coś dręczy i nie mógł jej po prostu wyprosić – O co chodzi?
- Pamiętasz, że jutro mamy odebrać Harry'ego z Privet Drive, prawda?
- Jak mógłbym zapomnieć?
- No i ja... chciałabym się zapytać, czy jesteś pewien, czy... dasz sobie z tym radę – powiedziała przepraszająco dziewczyna, przyglądając się swojemu przyjacielowi, ale widząc jego nic nierozumiejący wzrok, dodała – To długa i męcząca droga. Powinieneś jednak więcej odpocząć.
- Czuję się już naprawdę wyśmienicie Tonks – zapewnił ją Remus – Moim najpoważniejszym urazem był rozcięty łuk brwiowy. Obejrzał mnie uzdrowiciel i Molly jakieś tysiąc razy „na wszelki wypadek". Wystarczy, że się wyśpię i jutro będę jak nowo narodzony.
- Nie chciałabym, żeby coś ci się stało. Może jednak powinieneś zostać? Na pewno, znajdzie się ktoś, kto bez problemu mógłby cię zastąpić.
- Nie wątpię, ale posłuchaj – zaczął delikatnie – Jak byś się poczuła na miejscu Harry'ego, gdyby w twoim domu pojawiła się grupa nieznajomych tobie ludzi i człowiek, który przez rok cię niby uczył... i powiedzieliby ci, że zabierają cię do Londynu?
- No, na pewno byłabym zaniepokojona.
- No właśnie. Harry będzie potrzebował kogoś, kogo zna. Tak będzie dla niego lepiej.
- Ale na pewno by zrozumiał. A jeśli coś ci się stanie...
- Wszystko będzie w porządku, Tonks – powiedział i poklepał pokrzepiająco jej dłoń leżącą na łóżku – Nie martw się. Wracaj do swojego pokoju i widzimy się na śniadaniu.

Tonks przyglądała się swojemu przyjacielowi z niepewnością. Nie była przekonana czy Remus na pewno powinien angażować się w tak długą podróż. Dyskutowali na ten temat dobrych kilka godzin, które przy okazji spędzili w biblioteczce przeglądając stare, wyblakłe księgi, lecz mężczyzna był nieugięty. Tonks nie mogła uwierzyć, jak taki spokojny facet może być zarazem tak uparty.
- Jesteś pewien, że nic ci się nie stanie? – oparła się o swoją miotłę i zmarszczyła brwi, wbijając spojrzenie w Remusa.
- Teraz już nie ma odwrotu – skwitował to z uśmiechem. Chciał coś jeszcze dodać, ale usłyszał jak Moody nawołuje do przygotowania się na wylot.

Remus posłał więc jedynie przyjazny uśmiech Tonks i zasiadł na miotle. Stary auror odliczył do pięciu, a gdy tylko skończył, członkowie Zakonu odbili się od ziemi i wylecieli w powietrze.
Lecieli wysoko, ponad chmurami. Remus trzymał się z tyłu, co jakiś czas spoglądając w dół. Oświetlone miasta robiły na nim wrażenie. Jednak, gdy tylko wylądowali, odetchnął z ulgą. Zaczął już przymarzać do miotły, a czekała ich jeszcze droga powrotna.
Do domu Dursleyów dostali się bez najmniejszego problemu. Gdy tylko znaleźli się w spowitej w ciemnościach kuchni połączonej z jadalnią, rozejrzał się po pomieszczeniu. Wszystko było takie schludne, czyste, aż nienaturalne. Oczywiście, lubił porządek, ale pomieszczenie sprawiało zimne i nieprzyjemne wrażenie szpitalnej izolatki.
- Gdzie Harry? – zapytał cicho Strugis, rozglądając się z zainteresowaniem.
- Może w swojej sypialni... - powiedziała Tonks i oparła się o kuchenny blat. Nie zauważyła jednak stojącej na niej szklanki, która przewrócona roztłukła się z trzaskiem na podłodze – O, Merlinie... - mruknęła, kucając i celując w szklankę różdżką.
Po naprawieniu szklanki zaklęciem odstawiła ją na miejsce i podniosła głowę. Wbrew jej oczekiwaniu, oczy wszystkich nie były skupione na niej.
- Co jest? – zapytała cicho stojącego obok niej Kinglesya. Nie zwrócił na nią uwagi.
- Za mną – warknął nieprzyjemnie Moody i ruszył na korytarz.
Aurorka wzruszyła jedynie ramionami i ruszyła za swoim byłym mistrzem. Po przekroczeniu drzwi znaleźli się w długim korytarzu. Od razu zauważyła cień postaci stojącej u szczytu schodów z wyciągniętą przed siebie różdżką.
- Opuść różdżkę, chłopcze, zanim wykłujesz nią komuś oko – rozległ się szorstki głos Szalonookiego.
- Profesor Moody? – rozległ się zaskoczony chłopięcy głos. Tonks usłyszała, w jego cichym pytaniu nutę niepewności, ale także i ulgi.
- No nie wiem, czy taki profesor – wyburczał auror – jakoś nie miałem za bardzo okazji uczyć, nieprawdaż? Złaź tu na dół, chcemy cię dokładnie obejrzeć.
Chłopiec opuścił lekko różdżkę, ale nie ruszył w ich stronę. Rozglądał się po nich niepewny i pełen podejrzeń. Tonks westchnęła. Biedny Harry musiał poczuć się zagubiony, zwłaszcza że nikt nie uprzedził go o ich planach.
- Wszystko w porządku, Harry. Przyszliśmy cię stąd zabrać – Powiedział Lupin. Dora spojrzała na swojego przyjaciela. Ciepło i spokój jego głosu sprawiło, że chłopiec delikatnie drgnął.
- P-profesor Lupin? – spytał już z większą ufnością – To pan?
Tonks przyglądała się twarzy przyjaciela i nagle ją olśniło. Naprawdę musieli skazywać Harry'ego na zgadywanki?
- Dlaczego wszyscy stoimy w ciemnościach? – zapytała i nie czekając na odpowiedź, mruknęła: – Lumos.
Koniec jej różdżki rozbłysnął światłem. Zamrugała, bo poczuła, jak blask światła uderza w jej przyzwyczajone do ciemności oczy. Od razu skierowała swój wzrok na młodego czarodzieja.
- Wygląda dokładnie tak, jak myślałam – powiedziała z uśmiechem, nie mogąc się powstrzymać. Przyglądała się Potterowi z dziecięcą ciekawością. Za chwilę, chcąc rozluźnić trochę napiętą sytuację, dodała przyjaźnie — Czołem, Harry!
- Taaa, już wiem, co miałeś na myśli, Remusie – wtrącił Kingsley z nutą ciekawości w głosie – Wygląda dokładnie jak James.
- Z wyjątkiem oczu – dodał Strugis. – Ma oczy Lily.
- Czy jesteś całkowicie pewien, że to jest on, Lupin? – mruknął Szalonooki, przerywając im – Byłaby to niezła perspektywa, gdybyśmy przyprowadzili ze sobą jakiegoś Śmierciożercę udającego go. Powinniśmy zapytać go o coś, co tylko prawdziwy Potter może wiedzieć. Chyba że ktoś ma ze sobą trochę Veritaserum...
- Harry, jaką postać przybiera twój Patronus? – zapytał Lupin, ignorując wzmiankę o eliksirze.
- Rogacz – odparł chłopiec, a Tonks usłyszała, że głos mu zadrżał.
- To on, Szalonooki – stwierdził pewnie Lupin. Chłopiec ruszył po schodach, chowając różdżkę do tylnej kieszeni spodni.
- Nie wkładaj tam swojej różdżki, chłopcze – warknął Moody – Co by się stało, gdyby odpaliła? Wiesz, lepsi czarodzieje niż ty potracili pośladki!
- Znasz kogoś, kto stracił pośladek? – zainteresowała się Tonks.
- Nieważne, po prostu trzymaj różdżkę z dala od tylnej kieszeni! – burknął Szalonooki – Elementarna zasada bezpieczeństwa dla różdżek. I nikt o nią już nie dba – Tonks wywróciła oczami, gdy Moody ruszył w stronę kuchni – I widziałem to! – warknął zirytowany.
- Jak się masz? – zapytał Lupin, podchodząc bliżej Harry'ego. Tonks chciała zapewnić im trochę prywatności, więc nie zbliżyła się do nich ponadto. Nie chciała ich podsłuchiwać, ale rozmawiali na tyle głośno, że oparta o framugę drzwi prowadzących do kuchni, słyszała ich dokładnie.
- N-nieźle – wymamrotał wciąż w szoku chłopak – Jestem...macie naprawdę szczęście, że Dursleyów nie ma.
- Szczęście, ha! – zaśmiała się Tonks, nie mogąc powstrzymać dumnego uśmieszku, który pojawił się na jej twarzy – To ja wyciągnęłam ich z domu. Wysłałam list mugolską pocztą, powiadamiający, że zostali wybrani do Ogólnokrajowego Konkursu Na Najlepiej Utrzymany Podmiejski Trawnik. Zmierzają właśnie na ceremonię rozdania nagród... albo przynajmniej tak im się wydaje.
- Wyjeżdżamy, prawda? – po chwili młody czarodziej zwrócił się do Lupina – Niedługo?
- Niemal natychmiast – odparł Remus – Czekamy tylko na znak.
- Dokąd jedziemy? Do Nory? – nie przestawał pytać chłopiec, a w jego głosie słychać było głęboką nadzieję.
- Nie do Nory, nie – odparł Lupin, skinął głową i wszyscy ruszyli w stronę kuchni – To zbyt ryzykowne. Urządziliśmy kwaterę główną w niewykrywalnym miejscu. Zajęło to trochę czasu... - wytłumaczył Harry'emu Remus – To jest Alastor Moody, Harry – dodał, wskazując na Moody'ego.
- Tak, wiem – odparł niewyraźnie Harry.
- A to jest Nimfadora... - kontynuował mężczyzna obracając się w stronę Tonks.
- Nie nazywaj mnie Nimfadorą, Remusie – zagotowała się Tonks. Wzdrygnęła się teatralnie, ale po chwili przyjacielsko dodała – Po prostu Tonks.
-... Nimfadora Tonks, która woli być znana jedynie pod swym nazwiskiem – dokończył ze śmiechem Lupin.
- Też byś wolał, gdyby twoja głupia matka nazwała cię Nimfadora!
- To jest Kingsley Shacklebolt – Remus wskazał na wysokiego, czarnookiego aurora – Elphias Doge, Deadlus Diggle...
- My się już spotkaliśmy – zapiszczał Diggle, upuszczając swój fioletowy kapelusz.
- Emmeline Vance, Strugis Podmore i Hestia Jones – zakończył wilkołak, przedstawiwszy wszystkich obecnych – Zadziwiająca liczba ludzi zgłosiła się na ochotnika, by przybyć tu i zabrać cię stąd – dodał Lupin. Tonks wiedziała o tym, że było wielu chętnych, jednak to Moody wybrał – w jego mniemaniu – najbardziej odpowiednich ludzi na tę misję. Poczuła się zaszczycona, że była w gronie tych wybrańców.
- Tak, cóż, im więcej, tym lepiej – odezwał się ponurym głosem Moody – Jesteśmy twoją strażą, Potter.
- Czekamy tylko na sygnał oznajmiający, że można bezpiecznie wyruszyć – Lupin zerknął na swój zegarek – Mamy jakieś piętnaście minut.
- Bardzo czyści ci mugole, prawda? – odezwała się Tonks, z zainteresowaniem przyglądając się pomieszczeniu. Na twarzy Remusa pojawił się cień uśmiechu. – Mój ojciec urodził się w rodzinie mugoli i jest strasznym niechlujem. Przypuszczam, że to różnie bywa, tak jak to jest z czarodziejami?
- Eeee... tak – zawahał się chłopiec i ponownie zwrócił się w stronę Remusa – Co się dzieje? Nie mam żadnych wiadomości, od nikogo, co z Vol...
- Zamknij się! – ryknął Moody, a chłopiec drgnął wystraszony.
- Co? – zapytał.
- Nie będziemy tu o niczym dyskutować, to zbyt ryzykowne – burknął Szalonooki – A niech to! – zaklął, a jego magiczne oko zacięło się; sięgnął ku niemu dłonią. – Ciągle się zacina, odkąd ten śmieć je nosił.
I z obrzydliwym, chlupiącym dźwiękiem, wyciągnął swoje oko. Tonks drgnęła zniesmaczona. Poczuła, jak robi jej się niedobrze.
- Szalonooki, wiesz, że to jest obrzydliwe, prawda? – powiedziała, nie potrafiąc się powstrzymać.
- Podaj mi, jeśli możesz, szklankę wody, Harry – poprosił Moody, ignorując uwagę Tonks. - Zdrówko! – zagrzmiał stary auror, gdy chłopiec podał mu naczynie. Wrzucił swoje magiczne oko do wody i potrząsnął nim w górę i w dół. Oko śmigało dookoła, spoglądając na każdego po kolei – Chce mieć trzysta sześćdziesięciostopniową widoczność w powrotnej drodze.
- Jak się dostaniemy... Gdziekolwiek się wybieramy? – zapytał Harry.
- Miotły – odparł Lupin – To jedyny sposób. Jesteś za młody, by móc się Aportować, na pewno obserwują sieć Fiuuuuu, a używanie nieautoryzowanego świetlika to więcej niż nasze życie jest warte.
- Remus mówi, że dobrze latasz – wtrącił Kingsley.
- Jest doskonały – powiedział wilkołak i po raz kolejny sprawdził swój zegarek – Tak czy siak, lepiej idź i spakuj się, Harry, chcemy być gotowi, kiedy dostaniemy sygnał.
- Pójdę z tobą i pomogę ci – zaoferowała zadowolona aurorka. Cofnęła się i ruszyła z chłopcem po schodach, rozglądając się dookoła z dużą ciekawością i zainteresowaniem.
- Śmieszne miejsce – powiedziała – Trochę zbyt czyste, wiesz, co mam na myśli? Trochę nienaturalne. Ooo... tak lepiej – dodała z uśmiechem, kiedy weszli do sypialni Harry'ego i zapalili światło.
„Zdecydowanie lepiej" dodała w myślach i ruszyła w głąb pokoju z szerokim uśmiechem.

14 komentarzy:

  1. Dlaczego wszyscy nienawidzą Kingsley'a? Bo jego nazwiska nie da się napisać bezbłędnie. Tak, Tobie też się zdarzyło. Jak już mówiłam, to nic złego (zdarza się wszystkich), ale proszę o poprawienie.
    Dobrze, że Remusowi nic się nie stało. Tylko dziwię się, że tak zmarzł. W końcu to środek lata, a nie to co u nas. Zresztą u nas też jest stanowczo za ciepło jak na koniec grudnia.
    Zazwyczaj nie bawię się w rzeczy typu Liebster Award, ale ten jeden raz mogę zrobić wyjątek. Ale mogę odpowiedzieć na Twoje pytania dopiero po świętach.
    Pozdrawiam i życzę wesołych świąt i mnóstwa wspaniałych prezentów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ajj, kurczę, nawet nie zauważyłam tego błędu. Dziękuję!
      Co do Remusa - brałam pod uwagę klimat Wielkiej Brytanii. Samej niegdyś w wakacje zdarzyło mi się tam zmarznąć :)
      Cieszę się! Będę czekać, bo naprawdę zasłużyłaś na tę nominację :)
      Wesołych Świąt!

      Usuń
    2. Nie mam podobnych doświadczeń z angielską pogodą. Jak rok temu w wakacje byłam w Londynie to przez całe dwa tygodnie świeciło słońce i nawet na nocne spacery wychodziłam w bluzce na ramiączka.
      Czym zasłużyłam na nominację?

      Usuń
    3. No pięknie, najwidoczniej tylko ja,standardowo, stary pechowiec, trafiłam na ciągłe ulewy i burze :D
      Zdecydowanie tym, że od tylu lat piszesz i to regularnie! Naprawdę, podziwiam Cię - niewielu jest takich autorów, którzy przez tak długi czas robią to i nie poddają się. O twoich genialnych pomysłach (często zaskakujących) ciężko nie wspomnieć, a poza tym, bardzo lubię twój styl pisania :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Super rozdział.
    Czekam na następny 😊
    Wesołych świąt 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zawsze świetny rozdział :D + gratuluję nominacji! ^^
    Wesołych Świąt! ♥

    Wanko's stories
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i dziękuję!
      Pozdrawiam i Wesołych Świąt :))

      Usuń
  4. Uwielbiam rozkoszować się tym etapem "związku" Remusa i Tonks. Ten moment kiedy oni nie są jeszcze niczego świadomi, a miłość, ta najprawdziwsza, najpiękniejsza, rodzi się w ich serduchach wbrew całemu złu, jakie ich otacza. To takie cudowne czytać o tym, jak zaczyna im na sobie zależeć, jak przestają być sobie obojętni, jak wszystko się zmienia.
    I właściwie to nie wiem co więcej napisać? Bo cały czas myślałam o tym co łączy tych dwóch bohaterów.
    Bardzo dziękuję za nominację, to strasznie miłe z Twojej strony. Odpowiem na pytania, kiedy znajdę odrobinę czasu. I również, tak jak Wariatka, nie wiem czym sobie zasłużyłam. Ale to już chyba tak jest...
    Czekam na więcej i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, są wtedy tacy słodcy :D
      Co do nominacji - nominowałam moich ulubionych autorów. Naprawdę doceniam Waszą pracę i zdecydowanie zasługujecie na to. Wesołych Świąt i pozdrawiam! :)

      Usuń
  5. Jak zawsze świetnie. Dobrze, że Remusowi nic się nie stało. Bidula aż się zarumienił jak wrócił. Nigdy nie zrozumiem czemu myśli, że jest gorszy od innych. To, że jest wilkołakiem niczego nie zmienia, tak samo się o Niego martwią, tak samo Go lubią, jakby nim nie był. Syriusz się wkórzył trochę ale Mu się ani trochę nie dziwię. Fajnie, że Tonks tak się troszczy o Remusa, jeszcze nie świadoma do czego prowadzi ich znajomość. Też uwielbiam tę część historii. Prawdziwa przyjaźń, gotowa na wszystko, nieświadoma, że w przyszłości przekuje się w miłość. Wracając do tego rozdziału. Mam nadzieję, że w drodze powrotnej nic się złego nie stanie. Mam nadzieję, że wybijesz Szalonookiemu z głowy lot przez Grenlandię ;) Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Gratuluję nominacji. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i dziękuję. Wesołych Świąt, pozdrawiam! :D

      Usuń
  6. Są to moi przyjaciele. Pomagają mi, wspierają i doradzają. Ich pomoc jest nieoceniona!
    Mam nadzieję że też się do nich wliczam ;-)

    OdpowiedzUsuń