środa, 9 października 2024

Rozdział XIV – Wilcza miłość

Kiedy rozpoczęłam pisanie tej opowieści miałam 15 lat. Dzisiaj, praktycznie dekadę później, już jako dorosła kobieta podjęłam decyzję, że są w życiu pewne rzeczy, które należy doprowadzić do końca. 

Zmieniło się wiele. Moja dojrzałość, może i styl pisania. Nie zmieniło się jedno. Miłość do uniwersum Harrego Pottera i... miłość do naszych cudownych bohaterów. Przez tyle lat czułam, że czegoś mi brakuje. I pewnego razu weszłam tu niespodziewanie, zobaczyłam komentarze i zrozumiałam, gdzie przez te wszystkie lata był tenże zgubiony puzzel. 

Zapraszam! Na historię, która zasługiwała na koniec 🫶🏻

Proszę jednak o wyrozumiałość. Nie pisałam od lat, nie skłamię mówiąc, że z pisaniem nie miałam do czynienia od czasów zawieszenia tego fanficka. Liczę jednak, że uda mi się przywołać wszystkie emocje, które wtedy mi towarzyszyły. 

***

Na potrzeby fanficka zastrzegam sobie prawo do wprowadzania ewentualnych zmian fabularnych. 

    Remus i Tonks nieświadomi sytuacji rozgrywającej się na Grimmuald Place dzielnie odhaczali kolejne punkty na liście Huncwota. Mimo żalu w sercu związanego z pożegnaniem dzieciaków nie mogli narzekać na złe nastroje.

    W końcu przystanęli pod małą knajpką na uboczu. Tonks spojrzała na Remusa i uniosła brwi. 

    — Myślę, że po tej wyprawie należy nam się coś zimnego do picia — powiedziała i dziarskim krokiem, nie czekając na reakcje przyjaciela, przekroczyła próg. Remus nie chcąc zostać w tyle, podążył posłusznie za swoją przyjaciółką. 

    Kiedy dostrzegł, że Tonks pognała szybko w kąt i zajęła miejsca, podszedł do lady i zamówił im po szklance wody goździkowej. Zimnej, tak, jak zażyczyła sobie jego przyjaciółka. 

    — Czasami nie rozumiem skąd w tobie tyle energii i optymizmu — powiedział lunatyk, kiedy razem z Dorą usadowił się na fotelach przy witrynie wychodzącej na ulicę. 

    Nimfadora nie spojrzała na Remusa. Zamiast tego wlepiła wzrok w ulicę Pokątną. Widać było, że ruch na ulicy zelżał. Ludzie, którzy do tej pory biegali w pośpiechu, próbując wyszykować swoje dzieci na wyjazd do Hogwartu, zniknęli. Pozostałe osoby poruszały się powoli, zaglądając przez witryny sklepowe do wnętrz. Tak niepośpiesznie ciesząc się końcem lata. Tonks westchnęła. 

    — Remusie, co miałeś na myśli, mówiąc, żebym uważała na Iana? — zapytała niespokojnie, nadal nie podnosząc na niego wzroku. Kompletnie zignorowała pytanie mężczyzny, więc Remus zrozumiał, że musiał ją ten temat gryźć od momentu, w którym go poruszył. — Wiem, że okoliczności, w których go spotkaliśmy, nie były najlepsze... — szepnęła Tonks. 

    Remus milczał, zastanawiając się, jak ubrać w słowa to, co chciał jej przekazać. Nie wiedział, czy dzielić się z przyjaciółką informacjami, których się domyślił, a które potem w dość brutalny sposób potwierdził. Nie był pewien, czy chciał niszczyć jej dobry nastrój. W końcu Tonks wydawała się przy Ianie naprawdę szczęśliwa. A on nie chciał być przyczyną jej smutku, przynajmniej nie w tej chwili. Na drugie, myśl o tym, że gdyby zignorował ten fakt, a jej coś by się stało... 

    — Tonks, posłuchaj — zaczął niepewnie, a przyjaciółka podniosła w końcu na niego wzrok. Kiedy spojrzał w jej oczy, całkowicie zamarł. — Nie chodzi o to... 

    — Wiem, że zaniedbuje was ostatnio. Ciebie i Syriusza — powiedziała. — Tak naprawdę ostatnio zawaliłam sprawę po całości. Zresztą, nie tylko tą. 

    — Po prostu na niego uważaj, o tyle cię proszę — szepnął Lupin, ciężko westchnął i czuł, że zapada się w fotel. — Żyjemy w nieciekawych czasach. Wiem, że ci na nim zależy, ale wiem też, że miłość potrafi zaślepić, a ja nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby coś złego ci się stało — odparł z lekkim bólem w głosie. 

    Tonks spojrzała na mężczyznę i nagle ją olśniło. Zdała sobie sprawę, że tak niewiele o nim wiedziała, podczas kiedy ona i Syriusz bombardowali go notorycznie swoimi sprawami, uczuciami i historiami. Poczuła się z tym faktem koszmarnie. 

    — Remusie, a czy ty... — zaczęła niepewnie, choć czuła, że musi o to zapytać. — Czy ty byłeś kiedyś zakochany? 

    Tonks była pewna, że tym pytaniem wprowadzi gęstą atmosferę, lecz ciekawość, która się w niej zebrała, rozpaliła ją w brzuchu. Ku zaskoczeniu młodej kobiety, wilkołak zaśmiał się szczerze. 

    — Jasne, że tak — odpowiedział bez cienia skrępowania, co było dla niej niespodziewanym obrotem spraw. — Oj, jak ja byłem zakochany! Aż po uszy! 

    — Naprawdę? — zapytała zaskoczona i zaciekawiona do granic możliwości tym tematem kobieta. — Jaka była? I co się z nią stało? — zarzuciła przyjaciela lawiną pytań, całkowicie odrzucając myśl, że może to być dla niego niekomfortowe. 

    — Niezwykła to była dziewczyna! — zaśmiał się po raz kolejny Remus. Czuł, że napięcie choć trochę z niego schodzi. — Inteligentna, błyskotliwa, ale dość niezdarna. I wbrew pozorom nie była prymuską. Lubiła kłopoty. Cóż, można by rzec, że jednak bliżej jej było do moich drogich przyjaciół, niż do mnie. Chyba po prostu zawsze lubiłem te łobuzerskie klimaty. 

    — Niemożliwe! — zapiszczała Tonks. Luniek był zakochany! I to nie w spokojnej dziewczynie, z którą była sobie w stanie go wyobrazić. Teraz już musiała wiedzieć wszystko. Wbiła więc wzrok w przyjaciela z oczekiwaniem. 

    Remus jednak zmarszczył po chwili brwi i choć z całej siły starał się ukryć lekką gorycz, nie udało się, a Tonks zrozumiała, że ta historia najwidoczniej nie miała szczęśliwego zakończenia. 

    — No i cóż, kiedy w szkole ktoś rozpuścił plotki o moim rzekomym wilkołactwie... — szepnął. Westchnął ciężko i przymknął oczy. — To nic takiego, naprawdę. Nie mam jej tego za złe. Tak naprawdę szybko pogodziłem się z tym, z czym wiąże się to przekleństwo — dokończył cicho. 

    — I zostawiła cię po tym, tak? — dopytywała Tonks. Czuła, jak wzbiera się w niej złość. Co za dziewucha! Zostawić kogoś takiego, jak Remus przez taką bzdurę. W jej głosie dało się wyczuć żal. — Jak tak można! — powiedziała oburzona. 

    — To nie do końca tak — mówił Remus, ale czuć było, że atmosfera zgęstniała, a on sam coraz mocniej ważył słowa. — Rozmawiałem z nią długo. Ostatecznie uznała, że choć bardzo jej na mnie zależy, to nie byłaby w stanie znieść reakcji rodziny na tę informację. I tak to się skończyło, po prostu — dokończył. — Ale to przeszłość. Liczy się tu i teraz. To, że mamy coś jeszcze do zdziałania, a musimy dokończyć coś, co niegdyś nam się nie udało. Najważniejsze, że mam obok ciebie i Syriusza, cała reszta jest już nieistotna. 

    Między przyjaciółmi zapadła cisza. Każde z nich pogrążyło się w swoich myślach. Po chwili Tonks wpadła na pomysł, który w jej mniemaniu był idealny w obecnej sytuacji. 

    — Remusie! — zawołała — Wprowadzę się do was! 

    — Co? — zapytał nieprzytomnie wilkołak, wracając na ziemię. — Jesteś pewna? 

    — Oczywiście, że tak! To genialny pomysł! Ostatnio mocno was zaniedbuje... — powiedziała Tonks, a w jej głosie słychać było, że nadal nie umie sobie tego wybaczyć. — Gab wzięła urlop, w naszym śledztwie i tak za wiele się nie dzieje, a chociaż ty i Syriusz nie będziecie sami! 

    Remus uśmiechnął się blado. Czuł, że to naprawdę dobra myśl. Syriusz nie będzie sam, a Tonks i Gab wprowadzą do domu trochę życia, którego teraz tak bardzo będzie im brakowało. Co więcej, będzie mógł mieć oko na Tonks i Iana. Może nawet spróbuje się do niego przekonać? 

    — Świetny pomysł, Tonks — powtórzył wilkołak i uśmiechnął się promienniej. — A teraz już wracajmy. Mam nadzieję, że nasza psina nie obgryzła z rozpaczy wszystkich mebli w domu. 

    Remus i Tonks dotarli pod Grimmuald Place w wyśmienitych humorach. Po drodze Tonks wypytała przyjaciela o wszystko, co związane z jego domem rodzinnym. Snuła domysły o remoncie, przy którym tak zawzięcie upierała się pomóc. Wilkołak posłusznie słuchał, co jakiś czas przytakując, ale przez cały czas uśmiechając się szeroko.

    Kiedy otwarli drzwi do kwatery, starali się z całych sił, aby nie zbudzić paskudnego obrazu, choć na ich dobrych humorach nie zaważyłyby nawet okrutne wrzaski Walburgi Black. Remus i Tonks skradając się przez korytarz, chichotali, choć o mały włos i tym razem młoda kobieta nie padłaby ofiarą stojaka na parasole. 

    — Uważaj — szepnął Remus, podając dłoń przyjaciółce, żeby w ciemności asekurować jej kroki. 

    — Wiem, wiem, Syriusz już dawno powinien pozbyć się tego badziewia z przedpokoju — powiedziała zirytowana Tonks, ale po chwili zachichotała głośniej, niż powinna. 

    — Nie o to mi chodzi — szepnął Remus, a jego oczy nawet w ciemności jaśniały blaskiem. Tonks spojrzała na niego rozczulona. Przypomniała sobie o dziewczynie, o której opowiadał Remus i tym bardziej rodziło się w niej uczucie pełne niezrozumienia i oburzenia. - Skoro Gab powinna już tu być, to tak naprawdę nie wiemy, co czeka na nas za drzwiami — zaśmiał się cicho.

    — Daj spokój, są dorośli — odrzekła kobieta. - Chyba potrafią zamknąć za sobą drzwi. 

    — No, drzwi tak. Miejmy nadzieję, że pamiętali też o zaklęciu wygłuszającym — powiedział Remus i pchnął drzwi na piętro. 

    Ku ich zdumieniu, w domu nie panowała wcale cisza, której mogli się spodziewać. Wręcz przeciwnie, zza drzwi prowadzących do jednego z salonów dochodziły podniesione głosy. Remus i Tonks zbliżyli się do drzwi. I kiedy mężczyzna miał już nacisnąć klamkę, zza zamkniętego pomieszczenia doszedł do nich krzyk pełen wzburzenia.

    — Nie wyślesz go na pewną śmierć, Moody! — wrzask, który dochodził z salonu, był pełen żalu, a nawet rozpaczy. Przyjaciele od razu zrozumieli, do kogo należał. Spojrzeli po sobie zaniepokojeni. Tonks poczuła, jak przeszywa ją lodowaty dreszcz i mocniej zacisnęła dłoń na dłoni Remusa. Syriusz...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz