sobota, 27 lutego 2016

Rozdział XII - Zakon.

Gdy tylko pierwszy szok opuścił Lupina, wyszedł z kuchni i czym prędzej skierował się do swojego pokoju. Musiał przestać rozmyślać o tym, co usłyszał od Iana, a skoro miał do przetłumaczenia kilkanaście rozdziałów książki, była to doskonała okazja do zajęcia swoich myśli pracą.
Także zasiadł przy biurku i zaczął skrobać piórem po pergaminie. Przepisywał zdanie za zdaniem, co jakiś czas w pełnym skupieniu przekartkowując słownik francusko-angielski.
„I wtedy, spojrzała w jego piękne, brązowe oczy. Ujrzała w nich czystą namiętność..." przeczytał i skrzywił się nieznacznie. Romanse zdecydowanie nie były jego ulubionym gatunkiem i głęboko żałował, że nie ma wpływu na to, co wydawnictwo przesyła mu do tłumaczenia. Bardzo często były to francuskie gnioty, które nie sprzedawały się w ojczyźnie, więc – z nadzieją odniesienia sukcesu – wysyłane były do wydawnictwa w Anglii.
Gdy słońce zaczęło chować się za horyzontem, postanowił zakończyć na dziś pracę. Dumny z siebie, odłożył cztery, świeżo przetłumaczone rozdziały do szafki.
Przeciągnął się, czując, jak w kręgosłupie strzelają mu kości i ruszył na dół. Już na parterze słyszał podekscytowany głos pani Weasley dochodzący z kuchni.
Wszedł do pomieszczenia, a jego oczy rozszerzyły się z czystego zdziwienia. Stół zastawiony był najróżniejszymi potrawami, a w kuchni, pod sufitem zawieszony był ogromny szkarłatny transparent z napisem:

GRATULACJE
RON I HERMIONA
NOWI PREFEKCI

- Witaj, Remusie! – zaświergotała Molly, kręcąc się po kuchni.
- Dobry wieczór, Molly – odparł typowym dla niego, grzecznym tonem – Ron i Hermiona zostali prefektami?
- Tak! – powiedziała uradowana i machnęła różdżką na ogromny szklany dzban, który przeleciał koło Lupina i spoczął na stole.
- To cudowanie – odparł z uśmiechem i ruszył w stronę stołu, przy którym zajmowali już miejsca Syriusz i Kingsley.
- Cześć – przywitał się, siadając.
- Cześć – odpowiedzieli chórem mężczyźni i pogrążyli się w rozmowie.
Rozmawiali przez dłuższy czas na różne tematy – począwszy od spraw wewnątrz Zakonu i „pościgu" za Blackiem, skończywszy na luźnych anegdotkach z przeszłości. 
Minęła godzina, gdy drzwi kuchni otworzyły się, a w ich progu stanęła cała młodzież zamieszkująca Grimmauld Place.
- Pomyślałam, że możemy mieć małe przyjęcie, zamiast kolacji przy stole – oznajmiła Harry'emu, Ronowi, Hermionie, Fredowi, George'owi i Ginny – Twój ojciec i Bill już są w drodze, Ron. Wysłałam im obu sowy i są wzruszeni – dodała, promieniejąc z radości.
Fred wywrócił oczami, a Harry uważnie przyglądał się pomieszczeniu. Remus dostrzegł na jego twarzy delikatny grymas rozgoryczenia, który zniknął niemal tak szybko, jak się pojawił.
Gdy najmłodsi mieszkańcy Kwatery zajęli swoje miejsce, do komnaty wkroczył Alastor Moody.
- Och, Alastor, dobrze, że jesteś – powiedziała pogodnie pani Weasley, kiedy Szalonooki ściągnął swój podróżny płaszcz. – Ciągle zapominałam cię o coś zapytać. Czy mógłbyś zajrzeć do sekretarzyka w salonie i powiedzieć nam, co siedzi w środku? Nie chcieliśmy go otwierać, na wszelki wypadek, gdyby to było coś naprawdę paskudnego.
- Żaden kłopot, Molly...
Elektrycznie niebieskie oko Moody'ego obróciło się w górę i wpatrywało się nieruchomo przez kuchenny sufit.
- Salon... - burknął, kiedy źrenica zwęziła się. – Biurko w rogu? Tak, widzę... Tak, to bogin... Mam iść na górę i pozbyć się go, Molly?
- Nie, nie, sama to zrobię później – uśmiechnęła się pani Weasley. – Ty się napij. Mamy tu małą uroczystość, w rzeczy samej... - pokazała ręką na szkarłatny transparent. – Czwarty prefekt w rodzinie! – powiedziała czule, mierzwiąc przy tym włosy Rona.
- Prefekt, co? – mruknął Moody. Jego normalne oko spoglądało na Rona, magiczne natomiast spoczęło najpierw na Harrym, następnie zatrzymało się na Remusie i Syriuszu. – Cóż, gratulacje – powiedział Moody, nadal wpatrując się w Rona swym normalnym okiem. – Osoby u władzy zawsze przyciągają kłopoty, ale przypuszczam, że Dumbledore uważa, że jesteś w stanie oprzeć się większości poważniejszych zaklęć, bo w przeciwnym razie nie zgłosiłby cię...
Remus dostrzegł, jak na twarzy rudowłosego młodzieńca pojawia się przerażenie, ale nim zdążył się odezwać i zapewnić chłopca, że Szalonooki przesadza, drzwi do kuchni po raz kolejny się otworzyły i do pomieszczenia weszli Bill z Arturem. Za nimi, naturalnie, chwiejnym krokiem wszedł Mundungus ubrany w płaszcz, który wydawał się dziwnie wybrzuszony w nieoczekiwanych miejscach i odmówił propozycji zdjęcia go i położenia wraz z podróżną peleryną Moody'ego.
- No dobrze, myślę, że czas na toast – powiedział pan Weasley, gdy każdy wziął już napój. Uniósł swój puchar. – Za Rona i Hermionę, nowych prefektów Gryffindoru.
Ron i Hermiona promienieli, gdy wszyscy pili za nich, a potem wznieśli oklaski.
- Przypomniało mi się, gdy i ja otrzymałem taką odznakę... - powiedział cicho Remus, a w jego głosie dało się wyczuć żal. – Dobre czasy.
Ginny posłała uważne spojrzenie w stronę Lupina i uśmiechnęła się do niego.
- A ty, Syriuszu? – zapytała Ginny.
Syriusz, który siedział zaraz obok Harry'ego wydał siebie swój zwykły, podobny do szczeknięcia śmiech.
- Nikt nie zrobiłby mnie prefektem, za dużo czasu spędzałem na szlabanach z Jamesem. Nie to, co nasz grzeczny chłopiec, Lupin.
- Myślę, że Dumbledore mógł mieć nadzieję, że będę w stanie wyćwiczyć trochę kontroli nad moimi najlepszymi przyjaciółmi – powiedział Lupin. – Muszę z trudnością przyznać, że zawiodłem przeraźliwie. 
Gdy mała uczta się zaczęła, wszyscy zgromadzeni zaczęli z kimś gawędzić.
Ron z uniesieniem opowiadał o swojej nowej miotle, każdemu, kto mógł słuchać.
- ... od zera do siedemdziesiątki w dziesięć sekund, nieźle prawda? Jak się pomyśli, że Kometa Dwa Dziewięćdziesiąt może tylko od zera do sześćdziesięciu i to przy przyzwoitym wietrze z tyłu, zgodnie z „Która Miotła"?
Hermiona bardzo gorliwie rozprawiała z Lupinem o jej spojrzeniu na prawa skrzatów.
- To znaczy, to jest ten sam rodzaj nonsensu, jak segregacja wilkołaków, nieprawdaż? Wszystko wywodzi się z tego potwornego przekonania czarodziejów, że stoją wyżej nad innymi stworzeniami...
Pani Weasley i Bill prowadzili właśnie swoją zwykłą sprzeczkę na temat jego włosów.
-... naprawdę wychodzą z mody, a ty jesteś taki przystojny, wyglądałyby znacznie lepiej, gdyby były krótsze, prawda Harry?
W kuchni panowało prawdziwe zamieszanie, ale w powietrzu dało się wyczuć ciepłą rodzinną atmosferę. Remus jedynie co jakiś czas posyłał zaniepokojone spojrzenia w stronę Syriusza, który aktualnie zajął rozmową Hermionę.
Lupin pogrążył się w swoich myślach dotyczących przyjaciela, kiedy usłyszał nad uchem głos Kingsleya. 
- Dlaczego Dumbledore nie zrobił Pottera prefektem? – zapytał Shacklebolt.
- Widać miał swoje powody – odparł Lupin po chwili namysłu.
- Ale to by pokazało jego zaufanie dla niego. Ja bym tak zrobił – nalegał Kingsley. – Zwłaszcza po tym, jak Prorok Codzienny używał sobie na nim co kilka dni... - dodał i zaczął objaśniać Remusowi swój tok myślenia.
Pogrążeni w rozmowie, nie spostrzegli, że zaczynało się robić coraz później.
- Cóż, sądzę, że zajmę się tym boginem, zanim się położę... Arturze, nie chcę, by to spotkanie trwało za długo, rozumiemy się? Dobranoc Harry, kochanie – powiedziała, ziewając i opuściła kuchnię.
Minęło paręnaście chwil, gdy Syriusz wyciągnął głowę w stronę Moody'ego do tej pory zajętego Harrym i głośno zapytał:
- Co tam masz Szalonooki? – i Moody odwrócił się w jego stronę. Remus dostrzegł jeszcze, że Harry korzystając z okazji, czmychnął z kuchni.
- Znalazłem zdjęcie. Stare czasy – powiedział i wyciągnął w stronę Łapy starą fotografię.
Gdy Remus dojrzał przez ramię przyjaciela kawałek papieru... z którego on i jego przyjaciele machali wesoło, poczuł się jakby dostał czymś w twarz.
Lily, James, Peter... Uczucie bezsilności smutku spadło na niego, przygniatając swoim ciężarem jego dobry humor. Wszyscy na zdjęciu byli uśmiechnięci, młodzi i pełni wigoru. Nie wiedząc, że zostali zgubieni...
Do oczu Remusa napłynęły łzy, więc czym prędzej spuścił głowę. Nie musiał jednak ukrywać twarzy zbyt długo, bo do uszu wszystkich zebranych dotarły krzyki i stukoty z piętra wyżej.
Remus czym prędzej zerwał się z krzesełka i wybiegł z pomieszczenia, pokonując odległość z kuchni do salonu w ciągu kilkunastu sekund. Zaraz za nim do pokoju wbiegli Syriusz i Moody.
- Co się dzieje?
Lupin przesunął wzrok z pani Weasley na martwego Harry'ego na podłodze i natychmiast zrozumiał, co zaszło. Wyciągnął różdżkę i powiedział, bardzo spokojnie i wyraźnie:
- Riddikulus!
Ciało Harry'ego znikło. Srebrna kula zawisła w powietrzu, w miejscu gdzie leżało. Lupin machnął różdżką raz jeszcze i kula zniknęła w kłębie dymu.
- Och... och... och! – pani Weasley przełknęła ślinę i zalała się burzą łez, ukrywając twarz w dłoniach.
- Molly – powiedział smutno Lupin, idąc ku niej. – Molly, nie...
W następnej chwili wypłakiwała się już na ramieniu Lupina.
- Molly to był tylko bogin – powiedział, uspokajająco głaszcząc po głowie. – Tylko głupi bogin...
- Ja widzę ich m-m-martwych przez cały czas! – pani Weasley jęczała w jego ramię. – C-c-cały czas! Ja ś-ś-śnię o tym...
Remus tulił Molly do siebie jak małą dziewczynkę. Żal ściskał mu serce, gdy widział, jak ta wspaniała kobieta cierpi. W końcu jej oddech trochę się uspokoił.
- N-ni-nie mówcie Arturowi – pani Weasley dławiła się, wycierając gorączkowo oczy rękawami. – N-ni-nie chcę, by wiedział... jestem głupia...
Lupin podał jej chusteczkę, a ona wydmuchała nos.
- Harry, przepraszam. Co musisz sobie o mnie myśleć... - powiedziała trzęsącym się głosem. – Nie jestem w stanie nawet pozbyć się bogina...
- Niech pani nie będzie niemądra – odrzekł Harry, próbując się uśmiechnąć.
- Po prostu t-ta-tak się martwię – powiedziała, a łzy znowu popłynęły z jej oczu. – Połowa r-r-r-rodziny należy do Zakon, to b-b-będzie cud, jeśli wszyscy przez to przejdziemy... i P-p-percy nie rozmawia z nami... co jeśli stanie się coś s-s-strasznego i nigdy nie zdołamy tego n-n-naprawić? I co się stanie, jeśli Artur i ja zginiemy, kto z-z-zaopiekuje się Ronem i Ginny?
- Molly, dość tego – powiedział stanowczo Lupin, chociaż sam czuł ucisk w brzuchu na myśl o tym, że któreś z jego przyjaciół mogłoby... - Nie jest tak jak ostatnim razem. Zakon jest lepiej przygotowany, mamy punkt zaczepny, wiemy co knuje Voldemort...
Pani Weasley wydała z siebie lekki pisk przerażenia na dźwięk tego imienia.
- Och, Molly, daj spokój, już czas przywyknąć do słyszenia tego imienia – mówił spokojnie Remus. – Posłuchaj, nie mogę ci obiecać, że nikomu nie stanie się krzywda, nikt nie może tego obiecać, ale jesteśmy lepiej przygotowani, niż byliśmy ostatnio. Nie byłaś wtedy w Zakonie, więc nie rozumiesz. Ostatnim razem Śmierciożercy przewyższali nas liczebnie dwadzieścia do jednego i wybijali nas jednego po drugim...
- Nie martw się o Percy'ego – powiedział nagle Syriusz. – Zmieni zdanie. To tylko kwestia czasu, zanim Voldemort zacznie działać otwarcie. Kiedy tak się stanie, całe ministerstwo będzie nas błagać o wybaczenie. A nie jestem pewny czy przyjmę ich przeprosiny – zakończył gorzko.
- A jeśli chodzi o osobę, która miałaby się zająć Ronem i Ginny, gdyby tobie i Arturowi coś się stało – rzekł Lupin, uśmiechając się delikatnie. – Co myślisz, że byśmy zrobili? Mielibyśmy pozwolić im głodować?
Pani Weasley drżąc uśmiechnęła się.
- Jestem głupia – wymamrotała znowu, wycierając sobie oczy.
Remus wstał z klęczek. Mimo że na twarzy starał się utrzymać uśmiech, nie było to łatwe. Wszystkie wspomnienia wróciły.

Parę godzin wcześniej, gdy Tonks wyszła z Kwatery, ujrzała opartego o mur domu, Iana. Wyglądał niezwykle szarmancko i przystojnie, wiec na twarzy Tonks od razu pojawił się szeroki uśmiech. Ruszyła w jego stronę, nie mogąc przestać się szczerzyć.
- Trochę ci to zajęło, ślicznotko – powiedział i roześmiał się cicho.
Dora poczuła, jak uderza w nią fala gorąca. Nie potrafiła zapanować nad chichotem, który mimowolnie wyrwał się z jej ust. Prawie od razu skarciła się za to w myślach.
- Przesadzasz z tą ślicznotką – zaprotestowała cicho aurorka.
- Wcale nie – powiedział twardo, podchodząc do niej.
Mężczyzna złapał w dłonie jej nadgarstki i ścisnął delikatnie, nie przestając wpatrywać się w kobietę. Jego zielone oczy rozbłysły wesołymi ognikami, nadając mu chłopięcy wyraz.
- Chodźmy na spacer, Doro – zaproponował młody mężczyzna i nie czekając na odpowiedź towarzyszki, ruszył przed siebie, ciągnąć aurorkę ze sobą.
Kobieta jak zahipnotyzowana szła posłusznie za swoim kolegą. Wędrowali wolno w ciszy, każde pogrążone we własnych myślach.
Dora rozmyślała o tym, jak wielką szczęściarą jest. W tamtym momencie wszystko wydawało jej się cudowne. Rośliny, tak soczyście zielone – ale ich kolor i tak nie mógł równać się z barwą tęczówek Iana. Bezchmurne niebo, tak cudownie niebieskie, wprawiające w dobry nastrój. Nawet mijający ich nastolatkowie, głośno przeklinający, nie rozproszyli kobiety. Była tak zafascynowana zaistniałą sytuacją, że nie zauważyła, gdy słońce powoli zaczęło chować się za horyzontem. 
Westchnęła rozmarzona, gdy mijali rozłożysty dąb. Ian zatrzymał się i nie wypuszczając dłoni Dory z uścisku, zbliżył swoją twarz do jej.
- Nimfadoro Tonks... tak bardzo pragnę ci coś wyznać... - zaczął, a głos miał cudownie niski. Tonks poczuła, jak jej serce oplata cudowne uczucie – Od momentu, w którym pierwszy raz cię ujrzałem... Ja... Myślałem, że zobaczyłem anioła.
- Ian...
- Od tamtej pory... chyba się w tobie zakochałem... - wyszeptał, a jego twarz zbliżyła się jeszcze bardziej do twarzy Nimafdory. Kobieta czuła ciepły oddech mężczyzny na swoich wargach.
Przymknęła powieki, chcąc dać ponieść się urokowi chwili. Była przygotowana na pocałunek i całą sobą go pragnęła. I gdy ich usta dzieliły milimetry, Tonks odsunęła się od Iana. Otwierając oczy, napotkała zaskoczony wyraz twarzy mężczyzny.
- Przepraszam – szepnęła, chociaż nie wiedziała do końca, co nią kierowało – To chyba zbyt szybko.
- Nie szkodzi – odparł, ale w jego głosie dało się wyczuć rozgoryczenie i chłód – Rozumiem.
- Późno się robi – mruknęła zawstydzona aurorka. Otuliła się ramionami, chociaż nie było jej zimno. Co to miało być?! Co ona zrobiła?
- Tak. Dobra, to chodź, odprowadzę cię do domu.
- Nie – zaprotestowała szybko Dora – Nie trzeba. Dzięki. To dwie minuty stąd. Trafię.
- Skoro tak chcesz – powiedział Ian, wyraźnie niezadowolony z przebiegu wieczoru. Przeczesał włosy i głośno westchnął – To dobranoc.
- Dobranoc – powiedziała aurorka. Posłała koledze przepraszające spojrzenie i odwracając się na pięcie, szybko ruszyła w stronę domu.
Gdy dotarła pod swoją kamienicę, zaczęła wspinać się po schodach. Najpierw powoli, potem coraz szybciej. Nim się zorientowała, zaczęła biec.
Do mieszkania wpadła jak burza, pękając ze śmiechu. Nie wiedząc czemu, miała taki dobry humor, przez głowę przemknęła jej myśl, że z roku na rok robi się coraz dziecinniejsza.
Oparła się o drzwi i zaczęła chichotać. Kto by pomyślał. Podoba się Ianowi! Co więcej, chciał ją dzisiaj pocałować! Fakt, uciekła, ale mężczyzna nie powinien mieć jej tego za złe. Na pewno nie zrozumiał tego źle. Po prostu to wszystko wydarzyło się zbyt szybko, ale teraz, gdy Dora wie, że i Ian jest nią zainteresowany – nic nie stoi na przeszkodzie, aby mogli rozwijać swoją znajomość!
W doskonałym nastroju ruszyła do swojej sypialni, gdzie rzuciła się roześmiana na łóżko.
- Ian i ja! To brzmi tak cudownie! – zawołała, wtulając głowę w poduszki niedbale rozrzucone po całym materacu.
Podnosząc się do pozycji siedzącej, głęboko westchnęła. Chciałaby opowiedzieć o wszystkim Gab, ale była pewna, że przyjaciółka jest zmęczona. Cały dzień pracy w sklepie z pewnością nieźle dał jej w kość i zasługiwała na trochę spokoju. Zobaczy się z nią jutro w Kwaterze i wszystko jej opowie.
Ale szczęście wypełniające Dorę było zbyt przytłaczające. Czuła, że jeszcze chwila i nie poradzi sobie z euforią, która ją roznosiła.
Przecież jest jeszcze Remus! On z pewnością jej wysłucha i ewentualnie doradzi, co powinna zrobić dalej.
Chwyciła lusterko i starając się utrzymać poważną minę głośno i wyraźnie wypowiedziała „Remus Lupin"
Długo nie potrafiła walczyć z uśmiechem, bo gdy na tarczy zegarka pojawiła się twarz jej przyjaciela, od razu buchnęła śmiechem.
Zdezorientowany Remus posłał jej zaniepokojone spojrzenie.
- Tonks, wszystko w porządku? – zapytał.
- Tak, tak – wysapała i zaczęła powoli streszczać mu przebieg wieczoru. Opowiedziała o tym, jak cudownie czuła się przy Ianie. i o niedoszłym pocałunku – Myślisz, że źle zrobiłam uciekając?
- Nie - powiedział, wpatrując się uważnie w przyjaciółkę. Czoło miał zmarszczone, jakby coś nie mogło dać mu spokoju – Nie zrobiłaś źle. Nie byłaś na to gotowa – dodał, rozchmurzając się lekko.
- I co ja mam dalej z nim zrobić? – zapytała Nimfadora, po raz kolejny głośno wzdychając. Opadła ciężko na łóżko.
- Porozmawiaj z nim – poradził Remus.
- Ale chyba nie poczuł się odrzucony? Nie chciałabym tego...
- Tego niestety nie wiem, dlatego musisz to wszystko sobie z nim wyjaśnić. I to na pewno rozwieje wszystkie wasze wątpliwości.
- Dzięki Remusku, skarb jesteś – powiedziała, na co Remus zareagował jedynie uśmiechem – A co słychać w Kwaterze?
- Mieliśmy dziś małą ucztę – odparł i zaczął streszczać przebieg całego wieczoru. - Młodzież już gotowa, przynajmniej tak się zarzekają. Weasleyowie również już spakowani, więc jutro wszystko powinno pójść całkiem sprawnie - dodał, kończąc opowieść.
- Jesteś pewien, że z Syriuszem będzie wszystko w porządku? – Zmartwiła się aurorka. Remus wspomniał jej również o dziwnym zachowaniu Łapy; Syriusz zdawał się przygnębiony i cichy.
- Tak, naprawdę słońce, nie przejmuj się. Jest trochę zdołowany, ale będzie coraz lepiej.
- Mam nadzieję. Tak bardzo się o niego martwię...
- Jak my wszyscy. Ale no już, spokojnie – powiedział prędko Remus, gdy w oczach przyjaciółki dojrzał łzy. Posłał jej pokrzepiający uśmiech – Nie zamartwiaj się tym.
- Chciałabym, żeby wszystko mu się ułożyło...
- I ułoży. Trzy dni temu w tajemnicy oczywiście, dowiedziałem się, że Syriusz w najbliższym czasie będzie miewał dość często gościa – zaczął Lupin konspiracyjnym tonem i mrugnął do przyjaciółki.
Tonks roześmiała się, widząc wygłupy przyjaciela, a Remus uświadomił sobie, jak zjawiskowo wyglądała w tamtym momencie. Rozczochrane różowo-fioletowe włosy, łzy w oczach i szczery, szeroki uśmiech.
- Kogo takiego? – dopytywała się aurorka, chociaż spodziewała się już odpowiedzi.
- Gab się pochwaliła, że wzięła tydzień wolnego. Powiedziała, że ona już zadba o to, żeby Syriusz zbytnio się nad sobą nie rozczulał.
- A to wredna ropucha! – zaśmiała się Tonks – Mi nic nie powiedziała.
- Pewnie nie zdążyła. Wiesz sama, że i ona miała ostatnio trochę na głowie.
- Wiem, wiem. Wszyscy są zabiegani.... Remusku?
- Tak?
- A co z tobą? Bo tak naprawdę, ty zawsze wszystkim doradzasz, ale sam nigdy nie prosisz o pomoc.
Remus uśmiechnął się z czułością.
- U mnie wszystko w porządku.
- Na pewno?
- Na pewno.
- Ale chciałabym, żebyś wiedział, że jak będziesz miał jakiś problem... - aurorka zakryła usta, próbując ukryć ziewanie - ... że możesz zawsze na mnie liczyć.
- Wiem Tonks. Dobranoc.
- Dobranoc. Dziękuję – pożegnała się Tonks i zerwała połączenie.
Przyglądała się jeszcze chwili tarczy zegarka. Nadal czuła się szczęśliwa z powodu Iana i zmartwiona przez Syriusza, ale ogarnął ją błogi spokój. Kto jak kto, ale Remus dział niczym eliksir spokoju. Był najcudowniejszym facetem na tej ziemi!
Remus w tym samym czasie siedział zgarbiony na łóżku. Ian, Ian, Ian. Co ja mam z tobą kolego zrobić?
Prawdopodobnie nie przejąłby się nawet tym, że jest wilkołakiem. Tak naprawdę nie powinno go to obchodzić, bo były to sprawy prywatne młodzieńca. Ale w momencie, w którym między Ianem, a Tonks zaczęło rodzić się jakieś uczucie, sprawa stawała się o wiele poważniejsza.
Tonks i wilkołak. Nie, to się nie mogło tak skończyć.
Westchnął i wyszedł z pokoju. Krążył po kwaterze w poszukiwaniu przyjaciela. Syriusza nie było w jego pokoju ani w pokoju pani Black. Na próżno było go również szukać w kuchni. Dopiero w biblioteczce, Remusowi udało się odnaleźć przyjaciela.
- Syriusz? Wszystko w porządku? – zapytał Remus, wchodząc do pokoju.
Łapa wpatrywał się w regały, usilnie czegoś szukając.
- Tak. Dlaczego miałoby nie być?
- Przeglądasz książki. Na pewno dobrze się czujesz?
- Szukam czegoś do poczytania – odparł Black, ignorując zaczepkę przyjaciela.
- Może ci pomóc? – zapytał szczerze zdziwiony Lupin. Czytający Syriusz, w dodatku z własnej woli, to było coś!
- Nie wiem. Może jakąś powieść historyczną?
Coraz bardziej zdziwiony wilkołak, podszedł do regału i wyciągnął ciemną książkę. Podał ją przyjacielowi.
- O co chodzi? – zapytał podejrzliwie.
- O nic. Nudzi mi się – tłumaczył się Black.
- Jasne. No co jest?
- Nic, naprawdę. To ja już może pójdę...
- Nie, Syriusz zaczekaj. Tonks się dzisiaj prawie przez ciebie popłakała. Martwi się o ciebie!
- Co takiego? – zapytał szczerze zdziwiony huncwot.
- Wiem, że jest ci ciężko, bo nie chcesz, żeby Harry wyjeżdżał – powiedział Remus, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela. Syriusz tylko głośno westchnął – Ale nie możesz się od nas izolować.
- Wcale się nie izoluję! – zaprotestował mężczyzna.
- Znikasz na całe dnie, przestałeś żartować... - zaczął wyliczać Lupin – Posłuchaj. Przecież wiesz, że Harry wróci. To parę miesięcy.
- Parę miesięcy? - prychnął Black – Łatwo ci mówić!
- Nie jest mi łatwo. Widzę, jak mój przyjaciel się zadręcza i bardzo mnie to niepokoi!
- Przyszedłeś robić mi wykłady? – żachnął się Syriusz – Dzięki za pomoc, ale ja już pójdę do siebie.
- O nie, zaczekaj. Tym razem ci nie odpuszczę – Lupin ruszył za przyjacielem. Gdy wyszli na korytarz, wyprzedził Łapę i zagrodził mu przejście – Harry musi wrócić do Hogwartu, ale wróci. A ty, za jakiś czas zostaniesz zwolniony ze wszystkich zarzutów. Jasne?
- Od kiedy stałeś się takim optymistą? – mruknął Syriusz, próbując wyminąć przyjaciela. Na nic się to jednak zdało, więc ciężko westchnął – No dobra, przepraszam. Zachowywałem się ostatnio jak buc.
- A, owszem.
- No dobra. Postaram się poprawić – dodał niechętnie. Stali chwilę w ciszy, gdy do głowy przyszedł mu pewien pomysł – Odprowadzę jutro Harry'ego na peron.
- Co takiego?! – zawołał szczerze zdumiony Lupin.
- No po prostu. Zmienię się w psa i pójdę z wami.
- To nie jest dobry pomysł... - zawahał się Remus.
- Ależ jest. Oczywiście, że jest!
- Moody się nie zgodzi. Jesteś najbardziej poszukiwaną osobą w naszym świecie. Nie chce rujnować twoich marzeń, ale...
- Pójdę bez względu na to, czy Alastorowi się to spodoba, czy nie – powiedział twardo Syriusz.
Remus westchnął, załamując ręce.
- Według mnie to nie jest najlepszy pomysł.
- Ale moim zdaniem jest.
- Zrobisz, co uważasz za słuszne – powiedział zrezygnowany Lupin.
- Dokładnie – mruknął Syriusz, wymijając przyjaciela.
Remus przyglądał się Łapie, który po chwili zniknął na schodach. Rozumiał go i naprawdę chciałby mu pomóc. Ale w tym momencie nie bardzo wiedział jak – Sprawa była dość skomplikowana. Przecież Harry musiał wrócić do Hogwartu, a Syriusz musiał to zrozumieć.
Przygnębiony ruszył do łazienki. Jakby brakowało mu problemów – najpierw Ian, teraz Syriusz. Na dodatek wszystkiego bardzo chciałby być oparciem dla Tonks, bo ostatnio miała wiele zmartwień.
Gdy dowlókł się do łazienki, stanął naprzeciwko starego ogromnego lustra, którego oprawa przypominała węże.
Przyglądał się swojej pooranej bruzdami twarzy. Jakby to było, gdyby nie został pokąsany? Gdzie by się teraz znajdował? Kim by dzisiaj był?
Być może miałby rodzinę. Żyłby dziś szczęśliwy, kto wie, może nawet byłby ojcem. Możliwe, że pracowałby dalej jako nauczyciel w Hogwarcie.
Nie chcąc rozmyślać o tym, jak całe jego życie mogłoby się potoczyć, zrzucił z siebie ubrania i wszedł pod prysznic.
Gorący strumień przyjemnie uderzał w napięte ciało mężczyzny. Na jego twarzy pojawiło się odprężenie. Woda kapała z jego włosów, spływając po jego plecach i ramionach. Ból zagnieżdżony w sercu, zaczął pływać mu po policzkach.
Z samego rana Remus zszedł po schodach cicho, nie chcąc obudzić nikogo. Swoje kroki skierował do kuchni, ale otwierając drzwi pomieszczenia, nie spodziewał się ujrzeć Syriusza. Nie o tej godzinie.
Zaskoczony przyglądał się przyjacielowi, który pochylony nad filiżanką, nie zwrócił na niego uwagi.
- Syriusz... - zaczął niepewnie, podchodząc do szafki i przygotowując sobie kawę – Dobrze się czujesz?
- Nie – uciął krótko huncwot.
- W porządku. Chcesz śniadania? – zapytał troskliwie Remus.
- Nie, dzięki – wymamrotał Syriusz.
Remusowi przez głowę przemknęła myśl, że jego przyjaciel jest wręcz nie do zniesienia.
- Jak chcesz – powiedział i zaczął przygotowywać sobie grzanki.
Gdy wykładał kanapki na talerz, w kuchni pojawiła się pani Weasley razem z Arturem. Starsza kobieta raz po raz zerkała nerwowo na zegarek i mruczała pod nosem. Pan Weasley natomiast uspokajał ją, że mają jeszcze trochę czasu i się nie spóźnią.
W pewnym momencie, dorosłych dobiegł przeogromny huk dobiegający z korytarza. Na czele z panią Weasley, Syriusz, Remus i Artur wybiegli z kuchni.
Ich oczom ukazał się dość dramatyczny widok. Ginny leżała pośród kufrów, rozmasowując głowę i jęcząc z bólu, a z góry zbiegali bliźniacy. Pani Weasley zrobiła się czerwona i zaczęła wrzeszczeć co sił płucach:
- .... IDIOCI, MOGLIŚCIE JĄ POWAŻNIE ZRANIĆ!... – Wrzask pani Weasley, wyrwał ze snu obraz pani Black, która zaczęła drzeć się ze wszystkich sił.
- ...OHYDNE MISZAŃCE, PLUGAWICIE DOM MOICH OJCÓW...
Remus z głośnym westchnięciem ruszył w stronę obrazu. 

7 komentarzy:

  1. Ale dłuuugiii... I bardzo dobrze. Czytało mi się wspaniale, szczególnie, że oprawa wizualna jest świetna. Ale to już Ci chyba mówiłam.
    Cicho się zrobi na Grimmauld Place bez dzieciaków. Wnosiły sporo życia do domu.
    Nie podoba mi się pomysł Tonks + Ian. Dora ma jak najszybciej kopnąć go w ten wredny tyłek i zrozumieć, że tak naprawdę chce tylko Remusa. Nikt inny do szczęścia nie jest jej potrzebny.
    Mam jeszcze jedną, małą uwagę praktyczną:
    "że z roku na rok robi się coraz dziecinniejsza". Lepiej by zabrzmiało "z roku na rok coraz bardziej dziecinnieje".
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Kiedy możemy się spodziewać opisu Iana w "Bohaterach"?

      Usuń
  2. No, no! Akcja z Ianem się rozkręca. Dobrze, że mu uciekła. Mam nadzieję, że Remus go przypilnuje, by zostawił Tonks w spokoju! Syriusz mnie wnerwia, oni się zamartwiają a ten tylko Harry i Harry. Mógłby się zając Gab i zrobić Walburgii wnuka ;) byłoby ciekawie. Małe Syriuszki to raczej byłyby ciekawe postaci! :D

    ps.Zmieniłam nazwę.
    Pozdrawiam, dawna Magda G!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Denerwuje mnie ten Ian mam nadzieje że powie Tonks że jest wilkołakiem i się od niej odczepi. A z Syriuszem chyba przesadzasz okej smutny może być ale nie przesadzaj niech zajmie się Gabi. Będzie trochę nudno gdy dzieci wyjadą ale mam nadzieję że czasem będą się kontaktować, oraz że będzie trochę o Umbridge. :)
    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ohh, nowy rozdział, jak super <3 I to jaki długi! Ale szkoda, że czyta się zawsze tak szybko :P Ian już mnie zaczyna poważnie denerwować, co on sobie myśli żeby sie tak do kochanej Tonks przystawiać? Tylko Remus na Nią zasługuje <3 Mam nadzieję że Dora niedługo się opamięta :D Całusy i życzę weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudny rozdział 😊 Szablon na komórkę działa i łatwiej się czyta :) Ian od dziś dla mnie będzie Lan (mam problem z czytaniem imienia XD).
    Weny i czekam na nexta
    Pozdrawiam RosalieIris 😊

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej. Kiedy będzie nowy rozdział?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń