Dzień Tonks nie rozpoczął się najlepiej – od rana skazana była na tkwienie przy biurku i przepisywanie starych raportów. Nudziła się niesamowicie i z utęsknieniem zerkała co jakiś czas na zegarek; nie przekładało się to zbyt dobrze na jej pracę i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Ale co mogła poradzić na to, że czuła się znudzona? Nimfadora Tonks potrzebowała adrenaliny, potrzebowała pracy innej niż ta, którą właśnie wykonywała.
Zastukała paznokciami w mahoniowe biurko. Chris Truman – jej współpracownik, wyszedł dziś wcześniej pod pretekstem złego samopoczucia.
Kobieta posłała kolejne złowrogie spojrzenie w stronę zegarka – wskazówki jakby chcąc zrobić jej na złość, posuwały się okrutnie wolno. I gdy zrezygnowana miała ponownie unieść pióro i zacząć pisać, drzwi jej biura otworzyły się gwałtownie.
- Tonks – zaczął ciemnowłosy mężczyzna i stanął w drzwiach.
- Witaj, Dawlish – burknęła. Ostatnie czego dziś potrzebowała to rozmowa z tym durniem. - Czemu zawdzięczam tę miłą wizytę?
- Daruj sobie te uprzejmości – odparł obojętnie. - Masz się stawić u szefa. W trybie natychmiastowym.
Kobieta poczuła jak serce przestaje jej bić. Przez chwile wpatrywała się w aurora zastanawiając się o co może chodzić; po krótkim rozrachunku własnego sumienia stwierdziła, że nie zrobiła niczego, czym mogłaby podpaść Scrimgeour'owi.
- Wiesz o co chodzi?
- Nie – powiedział i wyszedł.
Dora od razu ruszyła w stronę gabinetu szefa. Nie zajęło jej to więcej niż trzy minuty, chociaż miała wrażenie, że droga trwała wieczność. Nie należała do ludzi bojaźliwych – wręcz przeciwnie. Mało co ją przerażało. Jednak w tym momencie czuła się poważnie zaniepokojona; wbrew pozorom lubiła swoją pracę i naprawdę nie miała ochoty jej stracić.
Zastukała szybko trzy razy, jednak nie doczekała się odpowiedzi. Zastukała po raz kolejny, tym razem spokojnie i głośno. Doszła do wniosku, że nie ma co panikować- równie dobrze mogło chodzić o jakąś błahostkę.
- Proszę – usłyszała zza drzwi męski tenor. Wzięła głęboki oddech i pewnym krokiem weszła do gabinetu.
Ku jej zaskoczeniu przed Rufusem Scrimgeour'em siedziała trójka innych aurorów. Wśród nich był także Chris, co poważnie zaniepokoiło Dorę. Kobietę i mężczyznę siedzących najdalej od niej kojarzyła zaledwie z widzenia. Jeśli się nie myliła aurorka nazywała się Samantha Davies. Była naprawdę piękną kobietą, jej długie blond włosy okałały porcelanową twarz. Nie mogła być wiele starsza od Tonks, bo na jej twarzy nie była widoczna nawet jedna zmarszczka. Mężczyzna miał krótko przystrzyżone blond włosy, a jego czarne oczy utkwione były w biurku przed nim.
- Panno Tonks, proszę usiąść.
Skinęła delikatnie głową i zajęła ostatnie wolne krzesło. Przez chwilę panowało pełne napięcia milczenia. Aurorka czuła, że nie tylko ona jest zaskoczona zaistniała sytuacją.
- Moi drodzy – zaczął Rufus – Jak dobrze wiecie, miesiąc temu zaginęła para aurorów. Niestety, dziś otrzymałem przerażające wieści – Aurorzy, którzy byli zaangażowani w tę sprawę również przepadli.
Wszyscy w pomieszczeniu spojrzeli po sobie. Dora dostrzegła, że nieznany jej auror zmarszczył brwi. Blond-włosa piękność rozszerzyła z przerażenia oczy, a Chris odchrząknął i niepewnym głosem zaczął;
- Szefie, to naprawdę niepokojące – powiedział – Rozumiem, że mamy zająć się poszukiwaniami?
Rufus skinął głową. Wstał od biurka i podszedł do okna. Wpatrywał się w nie chwilę, jednak po minucie – być może dwóch, skrzyżował ramiona i odwrócił się do nich. Na jego twarzy nie odmalowywały się żadne emocje, a głos miał jak zwykle opanowany:
- Nie możemy pozwolić sobie na stratę kolejnych aurorów – powiedział i spojrzał po wszystkich zebranych – Jak zdajecie sobie sprawę, to bardzo poważna sytuacja. Nikt nie wie co się z nimi stało. Ostatni sygnał jaki od nich otrzymaliśmy podchodził z okolic White Valley. Wiecie, gdzie to? - spytał, ale nie czekając na odpowiedź – Podejrzewamy także, że udział w tym miały wilkołaki.
- Szefie, ale... - zaczęła Tonks, jednak słowa nie chciały przejść jej przez gardło. Pomyślała, że gdzieś tam, cztery rodziny przeżywają piekło, zamartwiając się o swoich bliskich – Na white Valley już od dawna nie odnotowaliśmy żadnych aktywności stworzeń magicznych.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Jednak w ostatnim czasie doszło do kilku napaści na mugoli z udziałem wilków. To nie może być przypadek. Tak czy siak, od dzisiaj jedyne o czym myślicie, to ta sprawa. Reszta was nie interesuje. Wszelkie dane dotyczące zaginionych aurorów znajdziecie tutaj, w tych aktach – wskazał głową kilka teczek leżących nieopodal niego. - Macie też tam dokładną rozpiskę wszystkich rozbojów dokonanych w tamtych okolicach i wszystkie informacje jakie posiadamy dotyczące Greybacka. No więc, do dzieła. Znajdźcie ich i uważajcie na siebie.
Aurorzy pokiwali ze zrozumieniem głową, a następnie każdy z nich chwycił po teczce i wyszedł z gabinetu.
- No dobrze – zaczął ciemnooki mężczyzna – Może najpierw się przedstawię. Daniel Patel – powiedział podając dłoń Chrisowi i Tonks – a to, moja narzeczona: Samantha-jeszcze-Davies – dodał z cieniem uśmiechu na ustach.
- Miło mi was poznać, jestem Chris.
- A ja Tonks – kobieta wymieniła uścisk dłoni z nowo-poznanymi aurorami – No więc, od czego zaczynami? Biedni ludzie...nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego, co przeżywają ich najbliżsi...
- To ogromna tragedia. Praca aurora wiąże się z ogromnym ryzykiem, ale jeśli pomyślałabym, że... że Danielowi mogłoby się coś stać – powiedziała Sam. Narzeczony objął ją ramieniem. - Ale cóż. Musimy zrobić wszystko żeby ich odnaleźć.
- Może niech każdy z nas dokładnie przestudiuje swoje akta, a może jutro, spotkamy się i omówimy wszystko, czego się dowiedzieliśmy? - zaproponował Chris.
- Tak, to będzie chyba najlepsze rozwiązanie – odparł Daniel – Tak więc, do zobaczenia jutro – i on razem z narzeczoną oddalili się.
- Myślałam, że jesteś chory – powiedziała Tonks do Chrisa, gdy ruszyli w stronę atrium.
- Byłem. Ale na słowa "Scrimegour chce cię widzieć" od razu wyzdrowiałem.
- Widzę, że Dawlish i tobie przekazał wieści w bardzo subtelny sposób.
- Wystraszyłem się nie na żarty. Już miałem się teleportować do domu, gdy podbiegł do mnie i z kamienną twarzą powiedział mi, że mam się stawić u szefa. Natychmiast. I odszedł.
- Delikatny jak zawsze – zaśmiała się aurorka.
- Tonks? - zaczął niepewnie Chris, posyłając nieśmiałe spojrzenie towarzyszce.
- Tak? - spytała zdziwiona, odwracając się do kolegi.
- Może miałabyś ochotę... spotkać się ze mną... w Trzech Miotłach na przykład? Może dziś wieczór?
- Wybacz, Chris. Obiecałam, że pomogę dziś przyjaciołom w... no, mają trochę problemów i mnie potrzebują.
- Jasne, rozumiem – odparł przygaszony, rzucając jej wymuszony uśmiech.
- Ale jeżeli miałbyś ochotę, mam wolny weekend.
- Naprawdę? - Chris jakby od razu się ożywił – Wspaniale. Może... może o trzynastej?
- Pewnie.
Różowo-włosa przytuliła uradowanego towarzysza i pomachała mu ręką. Chwilę później szybko ruszyła w stronę jednego z kominków i teleportowała się do domu.
Z bólem w oczach przyglądał się kalendarzowi. Do pełni nie zostało zbyt wiele czasu. Dni bólu, strachu i samotności. Od zawsze czuł się jak skażony – ludzie się go bali, ignorowali go jak gdyby bojąc się, że może zarazić ich wilkołactwem poprzez sam oddech.
Starając się jednak nie myśleć o tym, zgarnął do szafki wszystkie leżące na biurku papiery. Otworzył okno, a jego twarz otuliło letnie powietrze. Nie dane mu było jednak zbyt długo się relaksować – z dołu dobiegł go huk, a następnie błogą ciszę przerwał wrzask Pani Black.
Zbiegł szybko po schodach i jego oczom ukazał się przekomiczny widok – Tonks poprawiająca nogę trolla, służącą za stojak na parasolki.
- Przepraszam – powiedziała w jego stronę z miną niewiniątka.
Nie wytrzymał i wybuchnął krótkim śmiechem. Z kuchni wypadł Syriusz i przyjaciele rzucili się na portret Pani Black. Po chwili w domu znów zapanował spokój.
- Co za babka – warknął Wąchacz, posyłając pogardliwe spojrzenie w stronę obrazu.
- Syriuszu – zaczęła z udawanym wyrzutem aurorka – Czy mógłbyś mi powiedzieć dlaczego to cholerstwo tu stoi? Ani to ładne, ani praktyczne.
- Fakt – przyznał jej rację huncwot – kolejne badziewie rodu Blacków.
- Co cię do nas sprowadza? – zapytał uprzejmie Remus.
Trójka czarodziejów ruszyła w stronę salonu, gdzie po chwili Tonks z Syriuszem zasiedli na kanapie, natomiast Remus na fotelu obok nich.
- Chciałam się z wami zobaczyć. Czy to nie wystarczający powód? - powiedziała zadziornie.
- Czy aby na pewno z nami? - zakpił Syriusz, posyłając wymowne spojrzenie w stronę Remusa – Czy przyszłaś tu może dla...
- Syriuszu, może zechciałbyś podnieść się i przynieść nam po butelce piwa kremowego? - Mruknął wilkołak.
- Oczyyywiścieee, panie profesorze – powiedział i puścił oczko do przyjaciela. Remus przewrócił tylko oczami.
- A jemu co?
- Starzeje się – zaśmiał się wilkołak – Jak ci minął dzień?
- Okropnie – powiedziała kobieta – praktycznie całą zmianę spędziłam na przepisywaniu raportów, a gdy miałam już kończyć pracę wraz z trójką innych aurorów, dostaliśmy pilne zlecenie.
- Zaangażowano aż czworo aurorów?
- Niestety. Zaginęła kolejna para naszych śledczych. W pobliżu White Valley – dodała, a Remus pobladł.
- White Valley? - upewnił się.
- Tak. Znasz tę okolicę?
- Niestety – westchnął mężczyzna – Lepiej nie kręć się tam zbyt długo... na pewno nie sama.
- Masz na myśli wilkołaki, prawda? -Remus otworzył usta żeby coś powiedzieć, jednak przerwało mu wejście Syriusza.
Wąchacz wręczył każdemu po butelce piwa kremowego i opadł na kanapę obok Tonks.
- Właśnie, Moody kazał ci przekazać, że za trzy dni wylatujecie na Privet Drive – wymamrotał Huncwot – Uważajcie na Harry'ego.
- Ma się rozumieć, najdroższy kuzynie – zaczęła go uspokajać Tonks. Pogładziła jego dłoń swoją dłonią – Nic mu nie będzie.
- Wymyśliłaś już coś, co pozwoli ci wyciągnąć z domu Dursleyów?
- Nie... znaczy, zastanawiałam się nad tym trochę – zamyśliła się aurorka. - Jednak nie przyszło mi nic konkretnego do głowy.
- Może – zaczął Łapa powoli - Może... Muszą mieć bardzo ważny powód żeby wyjść z domu. Wiecie, Harry mi o nich trochę opowiadał. A gdyby wysłać im fałszywe zaproszenie na rozdanie nagród dla... no nie wiem, najładniejszego trawnika w okolicy?
Przez chwilę w pomieszczeniu zapadła cisza.
- Jesteś genialny – roześmiała się Tonks, całując kuzyna w policzek – To powinno się udać.
Mężczyzna miał właśnie odpowiedzieć, gdy do salonu wpadła dwójka rudzielców.
- Cześć Tonks – powiedzieli równocześnie.
- Witajcie chłopcy – odparła aurorka.
- Syriusz, Remus, mama wyznaczyła już każdemu zadania... - powiedział jeden z nich.
- ... Niestety przypadła wam ta największa sypialnia na górze...
- ...Która była zamknięta...
- Ale otworzyliśmy ją, na prośbę mamy – powiedzieli chórem z dumą w głosie.
- Chyba przypadła wam dziś najbrudniejsza robota.
- Moment, sypialnie na drugim piętrze? Taką ogromną? - zapytał Syriusz z ożywieniem.
- Dokładnie. Pełno kurzu, odłażąca tapeta...
- Przecież to sypialnia Dromedy – powiedział Syriusz i spojrzał na Tonks. Kobieta widocznie się ożywiła.
- Tak czy inaczej, wszystko co potrzebne znajdziecie w kuchni – zakończył jeden z bliźniaków.
Remus podniósł się z miejsca, zakasał rękawy swojej wytartej niebieskiej koszuli. Jednak ani Syriusz ani Dora nie podnieśli się z miejsca; przyglądali się tylko sobie uważnie.
- Syriuszu, czy mogłabym?...
- Oczywiście! - odparł żywo Syriusz, podnosząc się z miejsca.
- Zawsze marzyłam, żeby zobaczyć jak mieszkała moja mama.
- No to na co jeszcze czekamy? Do roboty – powiedział Syriusz.
Cała trójka ruszyła do kuchni, zabierając wszystkie potrzebne im przybory. Eliksiry antykurzowe, ścierki, butelki z płynem do odnowienia mebli, fiolki z niebieską cieczą służącą do mycia okien.
Gdy wdrapali się na piętro gawędząc wesoło, zatrzymali się na chwilę przed drzwiami.
- Uwaga, chwila dramaturgii – powiedział łapa i pchnął drzwi – Jasna cholera – dodał, gdy zobaczył w jak tragicznym stanie znajdowało się pomieszczenie.
Remus oparł się o regał i otarł spocone czoło. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Przez trzy godziny udało im się doprowadzić go do stanu używalności. Zaburczało mu w brzuchu, ale zignorował to uczucie. Chciał dokończyć dziś sprzątanie i mieć to z głowy; czekały go jeszcze rozdziały do tłumaczenia.
Syriusz z grymasem na twarzy starał się pozbyć pleśni, która w szafce musiała zadomowić się już wiele lat temu.
Natomiast Tonks krzątała się właśnie wokół regału i segregowała książki. Wszystkie nienadające się już do użycia wrzucała do zielonego worka na śmieci. Zanim przystąpili do sprzątania, rzucili na wór zaklęcie, aby pomimo niewielkich rozmiarów był w stanie pomieścić wiele rzeczy. I było to bardzo rozsądne posunięcie, ponieważ do tej pory udałoby im się nagromadzić kilka takich worków.
Wilkołak podszedł do młodej kobiety i chwycił pierwszą książkę, którą udało mu się zobaczyć.
- No proszę. Ludwig Butler. Zawsze wiedziałem, że Andromeda miała dobry gust – powiedział, przyglądając się książce. Otworzył ją i przerzucił kilka kartek; większość z nich była podarta lub przeżarta przez mole, a tekst był nieczytelny – Przykre, że tak dobre książki kończą w śmieciach.
- Nie ma jakiegoś zaklęcia aby zabezpieczyć książki przed... tym? - burknęła różowo-włosa i wrzuciła kolejną książkę do wora.
- Niestety. Magia niczego i nikogo nie uchroni przed starzeniem się – odparł ponuro Lunatyk, wyciągając kilka kolejnych ksiąg.
- Przynajmniej znalazłam kilka pamiątek po mojej mamie – zaczęła metamorfomag – Chcesz zobaczyć?
- Jasne – odpowiedział Remus i ruszył wraz z przyjaciółką do pudła leżącego po drugiej stronie pokoju.
W środku kartonu nie znajdowało się zbyt wiele przedmiotów; stara, potężna szklana kula, ramka ze zdjęciem, zielono srebrny kałamarz z finezyjnymi wzorami.
- To zdjęcie jest niesamowite – Tonks wyciągnęła złoto szarą ramkę z pudła i podała Remusowi – To moja mama, a to... moje ciotki – dodała przygaszona.
- Narcyza i Bellatrix.
- Tak – mruknęła w odpowiedzi młoda aurorka – Żałuję, że jestem częścią tej rodziny.
Mężczyzna nie odpowiedział nic, tylko objął ją ramieniem wciąż wpatrując się w zdjęcie.
- Rodziny się nie wybiera.
- Fakt – westchnęła Tonks – Mam najlepszych rodziców na świecie, Syriusza i przyjaciół. Nie powinnam narzekać.
- Daj spokój. Każdy musi sobie czasem ponarzekać, bez tego człowiek może zgłupieć. Taka już nasza natura.
- No tak, wy sobie gadacie, a ja dopiero skończyłem walkę z tym syfem – powiedział zirytowany Syriusz, podchodząc do swoich przyjaciół – Przekaż Dromedzie, że w jej pokoju wyhodował się naprawdę piękny okaz botaniczny...
- Nie przesadzaj – zaśmiała się Tonks. Podeszła do Syriusza i zarzuciła mu ręce na szyje – Jeśli nie miałbyś nic przeciwko, od czasu do czasu zostałabym sobie u ciebie na noc. Ten pokój teraz jest naprawdę uroczy.
- No, nie jest taki zły. Tak naprawdę jest to jedno z lepszych miejsc w tym domu – Przyznał i uśmiechnął się, a oczy błysnęły mu z radości – Nie zmienia to jednak faktu, że z niecierpliwością czekam na dzień, w którym będę mógł wreszcie stąd wyjść – burknął.
- Niech pomyślę. Co zrobi Syriusz, gdy w końcu wyrwie się z tego domu? – Remus podniósł palec do ust udając zamyślenie – Już wiem! Zabierze pewną śliczną blodnwłosą czarownicę do...
- Luniek – powiedział ostrzegawczo Łapa grożąc mu palcem – Jeszcze słowo, a przysięgam, że obudzisz się jutro bez brwi.
Hihi chyba wiem gdzie Syriusz zabierze "śliczną, blondwłosom czarownicę" ;-) fajny rozdział, ciekawy i wgl. Najlepsza ta końcówka! O ile się orientuję to Tonks nie wie, że Remus jest wilkołakiem. Nie mogę się doczekać jej reakcji na tą wiadomość. Ludzie różnie opisują tę scenę. Popoba mi się, że włączyłaś w opowiadanie wątek kryminalny. Kiedy dodasz następną część?
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i bogatego Mikołaja.
Ps. Możesz dodać wątek Mikołajkowy do opowiadania :) oczywiście jeśli masz na taki ochotę ;)
Dokładnie - Tonks jeszcze nie zna "małego" sekretu Lupina, ale to kwestia czasu :) Co do następnej części - na pewno w kolejny piątek. Jednak przy pomyślnym wenie może w tygodniu :D
UsuńCo do Mikołajkowego Wątku - będą Święta! Zdecydowanie :)
Dzięki za komentarz! <3
Tylko bez brwi? Przecież Huncwota stać na o wiele więcej! Jakieś farbowanie włosów na jakieś dziwaczny kolor, wyczarowanie jakichś rogów czy czego w tym stylu byłoby o wiele lepsze. Oj, Syriusz naprawdę mógłby wpaść na lepszy pomysł.
OdpowiedzUsuńTo faktycznie musi być tragedią - gdy rodzina nie wie, co się dzieje z ich bliskimi. Zgadzam się z Sam - praca aurora niesie za sobą bardzo duże ryzyko. To jest wpisane w tej zawód i nie da się tego zmienić.
Pozdrawiam
Oj tak Syriusz mógłby się postarać :D Ale czy ktokolwiek jest w stanie tak skrzywdzić biednego Remuska? :D
UsuńPodejrzewam, że paru chętnych by się znalazło. Jak... śmierciożercy, Greyback czy inne tego typu szumowiny
Usuńok, trafna uwaga! Pomyślę nad tym :D
UsuńSuper rozdział (jak zwykle zresztą). Bardzo lubię sposób, w jaki przedstawiasz bohaterów swojego opowiadania. Oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńPS Dzięki za miłe słowa u mnie <3
live-with-me-forever.blogspot.com
Bardzo się staram, aby nie utracili swojego "charakteru", który nadała im Pani Rowling :D
UsuńŻaden problem! Czytam, obserwuję i komentuje, bo wiem, jak wiele to znaczy :D
Powtórzę to, co powiedziała Słodka Wariatka: tylko bez brwi?
OdpowiedzUsuńA teraz do rzeczy. Wreszcie mamy więcej opisów i naprawdę muszę powiedzieć, że czyta się lepiej. Przez tekst nadal się płynie, ale można trochę zwolnić i wreszcie coś zaczyna się dziać. Cóż to stanie się w White Valley?
Zaplątało się kilka problemów z wielką literą (Trzy Miotły powinny być pisane wielką, ponadto raz mamy Panią Black, a następnym razem już panią Black) i przecinki, przecinki. Zmora każdego.
Pozdrawiam, AA
Cieszę się, że tekst zyskał dzięki opisom :) Zawsze miałam z nimi problem i mam nadzieję, że w końcu uda mi się je wyćwiczyć:D
UsuńCo do błędów, dziękuję - postaram się odszukać je i poprawić. Przecinki to niestety moje przekleństwo i chociaż staram się ich pilnować, to te potwory zawsze mi się gdzieś giną :)