piątek, 22 stycznia 2016

Rozdział X - White Valley.

- Mamo, zanim jednak postanowisz mnie własnoręcznie zabić — powiedziała aurorka, spoglądając przez ramię na ojca, który opuścił gazetę i przyglądał się rozwojowi wydarzeń – Na usprawiedliwienie mam to, że jestem już pełnoletnią, dobrze wyszkoloną aurorką...
- I moją córką! – powiedziała Andromeda, krzyżując ręce na piersi. Dorze, nie spodobał się ton matki, jednak potulnie usiadła na kanapie i postanowiła wysłuchać to, co jej matka miała do powiedzenia. A to, że miała, było bardziej niż pewne – Dlaczego nie uzgodniłaś tego z nami?
- Jestem już dorosła!
- Dromedo... - odezwał się spokojnym głosem Ted. Zlustrował obie kobiety czujnym wzrokiem i przemówił cicho, ale spokojnie i wyraźnie – Proszę, nie wszczynaj awantury. Dora ma całkowite prawo decydować o sobie. Ale kochanie, mogłaś jednak nas powiadomić o tym, że należysz do Zakonu, prawda?
Kobiety spojrzały na niego, ale nim Tonks zdążyła poprzeć słowa ojca, Andromeda się odezwała.
- To niczego nie zmienia. Doro, przecież wiesz, że Zakon Feniksa jest dużo bardziej ryzykowny od twojej pracy!
- Od kogo się dowiedziałaś? – zapytała podejrzliwie aurorka.
- Od mojej dobrej znajomej, Alicji... nie zmieniaj tematu!
- Alicji Morveno? Taka niska, krucha blondynka?
- Oczywiście! Odwiedziła nas któregoś razu z gratulacjami i zapytała się czy jesteśmy dumni z tego, że nasza córka ryzykuje życiem dla dobra ogółu...
- A nie jesteście? – zapytała nieśmiało Nimfadora i uśmiechnęła się pod nosem. Andromeda spojrzała rozwścieczona na córkę a zaraz potem na męża.
- Ted, wytłumacz mi, dlaczego Dora ma takie zamiłowanie do pakowania się w kłopoty? Po kim ona to odziedziczyła?
- Zakon nie jest kłopotem! – oburzyła się Nimfadora – Mamo, posłuchaj. W Zakonie jest Syriusz, Remus...
- Oni są dorosłymi mężczyznami. To co innego.
- Andromedo... myślę, że nasza córka jest na tyle dojrzała, że zdaje sobie sprawę, z czym wiąże się przynależność do Zakonu – odezwał się spokojnie Ted.
Kobiety wbiły w niego wzrok. Dora z wdzięcznością, natomiast Dromeda z niezadowoleniem.
- Nie chce, żeby coś ci się stało – powiedziała starsza kobieta i objęła dziewczynę – Jesteś moją jedyną, najukochańszą córką. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś ci się stało.
- Mamo, wiem, że się martwisz. Ale nie możesz mi zabronić działania w Zakonie.
- Niestety, nie mogę – westchnęła Dromeda. Załamała ręce i z nieśmiałym uśmiechem zapytała – Więc co słychać u Łapy i Lunatyka?
Tymczasem na Grimmauld Place, Remus siedział i tłumaczył książkę. Zostało mu naprawdę niewiele, więc irytował się, gdy po raz kolejny musiał skreślić kilka zdań, bo przez swoją nieuwagę się pomylił.
Rozkojarzony stukał piórem o blat. Zastanawiał się, czy jest jakiś sposób, żeby przekonać Moody'ego do zmiany zdania. W głębi duszy jednak wiedział, że jeśli Alastor podjął jakąś decyzję, to nie zrobił tego z kaprysu, ale miał ku temu ważne powody. I wręcz niemożliwym byłoby przekonanie go do zmiany decyzji.
Myślał także o Davidzie. Tym cichym, zamkniętym w sobie chłopaku. David był młodym, ale kulturalnym i uczynnym człowiekiem. Nigdy nie odmówił pomocy osobie w potrzebie. Z pewnością zapamięta go jako dzielnego i szlachetnego.
To on, a nie David powinien umrzeć.
Dobrzy, młodzi ludzie nie powinni umierać. Potwory powinny ginąć.
Na myśl o tym poczuł ucisk w brzuchu. Mógł się tego wypierać, ale taka była prawda – był zwierzęciem, gotowym w każdej chwili zamordować kogoś bez najmniejszych wyrzutów sumienia. To, że nie jest świadomy podczas pełni, niczego nie zmienia.
Z głośnym westchnięciem, odłożył pióro na bok. I tak na nic się zda jego dzisiejsza praca. Powinien się położyć i odpocząć.
Przebrał się więc w szary T-shirt i bawełniane spodnie i ignorując wczesną porę, ułożył się do snu.Jednak mimo ogromnego zmęczenia nie mógł zasnąć.
Za każdym razem, gdy zamknął oczy, dręczył go horror, w którym Tonks zostaje pogryziona przez któregoś z wilkołaków.
Może i panikował, ale bezsilność i strach o Dorę go wykańczała.
Ogromna wściekłość ogarnęła go na myśl o Scrimegourze – ten mężczyzna, skazał kolejnych ludzi na śmierć. Powinien był utworzyć większą brygadę do tej sprawy, bo czworo aurorów przeciwko całemu stadzie wilkołaków nie ma żadnych szans.
I tak rozmyślając o tym, jak wielkim dupkiem trzeba być, żeby nie przejmować się losem innych ludzi, zasnął.
Następny dzień był dla Remusa męczarnią. Przez cały czas snuł się po domu bez konkretnego celu. Nawet Syriusz, pomimo kilku prób rozbawienia przyjaciela, skapitulował w końcu i skrył się z Hardodziobem w pokoju swojej matki.
Przyczyną cierpkiego humoru wilkołaka był nie kto inny jak Nimfadora Tonks.
Tymczasem niedaleko Grimmauld Place 12, na niewielkim placyku, z dala od spojrzeń wszystkich, zebrała się grupka kilkorga ludzi.
Stary, niezbyt przyjaźnie wyglądający mężczyzna, czwórka młodych ludzi i jeden, wysoki czarnoskóry.
- Dobra dzieciaki – wycharczał jegomość z przepaską na oko – Mamy ten luksu, że pełnia niedawno się zakończyła, więc wiele wilkołaków nie jest jeszcze w pełni sił. Co nie oznacza, że nie są dla nas zagrożeniem! Pamiętajcie: Stała czujność! Żebym nie musiał martwić się żadnymi zwłokami.
Wszyscy zebrani pokiwali zgodnie głowami. Sam złapała narzeczonego za rękę i posłała mu półuśmiech.
Kilka sekund później rozległ się trzask teleportacji.
Pojawili się na małej polance znajdującej się na wzgórzu, tuż pod lasem. Teren był całkowicie opustoszały, tylko w oddali migały światła z pobliskiej wioski.
Chmury przysłoniły słońce, drzewa sprawiały wrażenia starych, przerażających i od korzeni po czubki ostatnich liści, przesiąkniętych złą magią.
Tonks rozejrzała się niepewnie, trzymając rękę na kieszonce, w którą wsunęła różdżkę. Wszyscy zgodzili się z tym, że widok różdżek mógłby niepotrzebnie jeszcze bardziej rozwścieczyć wilkołaki.
- Ruszajcie się! – warknął Moody i podążył w głąb lasu, a za nim szli czujnie się rozglądając pozostali aurorzy.
Przez dłuższy czas wędrowali w ciszy i spokoju. Las na pierwszy rzut oka zdawał się całkowicie zwyczajny. Maszerując pomiędzy ogromnymi starymi dębami Tonks zrozumiała, że naprawdę chciałaby, aby Remus był obok niej. Wiedziała, że to niemożliwe, ale potrzebowała teraz jego oparcia i spokoju.
Nie pogardziłaby również towarzystwem Syriusza, ale kto jak kto – Syriusz nie powinien przekroczyć progu Grimmuald nawet o centymetr.
Chris szedł przy niej tak blisko, że ich ramiona co jakiś czas ocierały się o siebie. Przed nimi dzielnie brnęli Kingsley wraz z Sam, a za nimi kroczył Moody z Danielem.
- Wszystko w porządku? – zapytał cicho Chris, odwracając głowę w stronę Tonks.
- Tak – wyszeptała aurorka, potakując.
- To dobrze. Nie mam pojęcia jak mamy znaleźć tutaj cokolwiek... - zaczął mężczyzna, ale przerwało mu mrożące krew w żyłach wycie dobiegające zza ich pleców.
Nimfadora obróciła się prędko, a przed nimi pojawiło się co najmniej tuzin potężnych wilkołaków. Wyciągnęła różdżkę i przygotowała się do ataku. Gdy tylko stworzenia przed nimi zaczęły szarżować w ich stronę natychmiast rozbłysły różnokolorowe światła.
Mimo zaklęć, wilkołaków przybywało coraz więcej i więcej.
- Nie przestawajcie walczyć! – ryczał Moody – Zarządzam odwrót!
Aurorzy wciąż ciskając zaklęciami, zaczęli się powoli wycofywać z pola walki. Wilkołaki, o dziwo, wcale za nimi nie podążały, warczały tylko i wyły w ich stronę. W końcu odwróciły się i uciekły w głąb lasu.
- Dziwne – warknął Daniel, przyciągając narzeczoną bliżej siebie.
- Nie chciały ryzykować – stwierdził Kingsley i spojrzał na wszystkich uważnie.
- To nieistotne. Nie możemy tu zostać. To zbyt niebezpieczne. Mieliśmy szczęście, że Greyback się nie pojawił, bo jestem pewien, że nie wyszlibyśmy z tego cało. Wyjdziemy z lasu, ale musimy zrobić to okrężną drogą. Nie mogą nas wytropić, a tak by się stało, gdybyśmy aportowali się w tym miejscu – powiedział zdenerwowany Moody i zaczął szybko kuśtykać przed siebie.
Aurorzy spojrzeli po sobie, ale nikt nie odważył się sprzeciwić, ruszyli więc za Alastorem w ciszy przedzierając się przez krzaki.
Po półgodzinnej wędrówce, Tonks zatrzymała się, uważnie nasłuchując.
- Chris – powiedziała i złapała przyjaciela za rękę. – Czekaj. Tam ktoś jest – dodała i zaczęła iść w stronę rozłożystego klonu.
- Tonks! – powiedział Chris, próbując ją zatrzymać.
- Słyszę skomlenie! Ale nie wilka, Chris... - zaczęła się tłumaczyć.
Gdy była niedaleko drzewa, odchyliła krzaki, które porastały wokół. Zasłoniła dłonią usta z przerażenia.
- Chris! Tu ktoś jest! On jest ranny! – zaczęła wołać.
Auror podbiegł do niej szybko, dając znać reszcie grupy, aby się do nich zbliżyli.
- Tonks, czy ty do reszty postradałaś zmysły?! – Moody dokuśtykał do zgromadzonych nad krzakiem aurorów – Co gdyby to była pułapka?!
- Szalonooki, tu jest ranny mężczyzna! – sprzeciwiła się aurorka – Chris, pomóż mi.
Przy pomocy przyjaciela, Tonks udało się wyciągnąć poranionego nieznajomego z krzaków.
Twarz miał przystojną, chociaż całą w ranach. Ubranie – niegdyś zapewne świetnie na nim leżące – było całe poszarpane i brudne. Jednak oprócz licznych zadrapań, Dorze nie udało się dostrzec jakiś poważniejszych obrażeń.
Otworzył oczy i spojrzał nieprzytomnie na młodą kobietę. Miał piękne, zielone tęczówki, z których biło niezrozumiałe dla niej ciepło. Tonks zakręciło się w głowie, bo właśnie, o to leżał przed nią najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego kiedykolwiek spotkała.
- Hej, słyszysz mnie? – zawołał Chris, spoglądając z nieufnością na nieznajomego. Mężczyzna pokiwał głową.
- Co się stało? Możesz wstać?
- Wilkołaki. Zaatakowały mnie – powiedział słabo zielonooki. Podniósł się ociężale, ale nie spuszczał wzroku z różowo-włosej aurorki.
- Pamiętasz, jak się nazywasz? – zapytał Moody, wbijając w niego świdrujący wzrok swojego magicznego oka.
- Ian Richardson – westchnął i starał się podnieść na nogi.
- Co się stało? – wypytywał Kingsley, mierząc w Iana różdżką.
- Byłem niedaleko lasu, gdy usłyszałem wrzask małej dziewczynki. Bezmyślnie sam wyruszyłem jej na pomoc – powiedział z bólem – Gdy dotarłem na miejsce, widziałem, jak wilkołaki zabierają jej ciało ze sobą. Kilkoro z nich mnie zauważyło, ale nie byli chyba mną zbytnio zainteresowani. Rzucili się na mnie, ale o dziwo, nie próbowali mnie nawet pogryźć. Rzucili się na mnie, a ja upadłem. Uderzyłem głową o ten kamień i straciłem przytomność... - streścił krótko Ian.
Wszyscy wpatrywali się w niego uważnie, gdy nagle Tonks wyciągnęła w jego stronę rękę.
- Jestem Tonks. A to moi... współpracownicy. Chris, Sam, Kingsley, Alastor oraz Daniel.- Miło mi was poznać. A Co wy tutaj robicie?
- Pracujemy – uciął nieprzyjemnie Moody – Na pewno nic ci nie jest? Jeśli tak, lepiej się stąd zabieraj. Nie wydaje mi się, żeby wilkołaki znów były dla ciebie tak łaskawe.
- Tak, oczywiście- westchnął Richardson i przeniósł smutny wzrok na Sam – Ale nie mam nawet gdzie wrócić.
- Jak to? – zatroskała się Tonks spoglądając na mężczyznę całkowicie zauroczonym wzrokiem.
- Po prostu. Straciłem prace, a teraz nie wiem, czy bezpiecznie będzie zostać w wiosce... Gdyby jednak zechcieli dokończyć to co zaczęli... – powiedział i wzdrygnął się.
- Możesz iść z nami!
- Tonks! – zaprotestował głośno Chris – Nie wydaje mi się...
- Chcesz zostawić go na pastwę losu?! – oburzyła się aurorka – Musimy go wziąć ze sobą.
- Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł – odezwał się cicho Daniel.
- Nie wygłupiaj się! – warknął Moody – Nawet nie wiemy, kim on jest!
- Człowiekiem, który stracił wszystko i nie ma się gdzie podziać!
- A co jeśli on kłamie? – zapytał cicho Kingsley – Panie Richardson, mam nadzieję, ze rozumie pan sytuację.
- Oczywiście – powiedział nieznajomy, wzdychając ciężko. Aurorka spostrzegła, że jego włosy mają ciemnobordowy kolor. Musiała przyznać, że naprawdę zaintrygował ją swoją osobą – Ale proszę mi zaufać. Nie mam powodu, dla którego miałbym kłamać
- Zabieramy go ze sobą! – Powiedziała twardo Tonks stojąc obok nowo poznanego mężczyzny.
- Nie! – zaprotestowali jednocześnie Chris i Daniel.
- Musimy go zabrać do Świętego Munga. Może coś mu jest? – wtrąciła nieśmiało Sam.
- Oszaleliście! – oburzył się Chris.
- Ale z ciebie egoista, Chris – mruknęła Tonks. – Zabieramy go do kliniki, jakiś uzdrowiciel musi go opatrzeć!
- Jesteś nieodpowiedzialna – stwierdził cierpko Moody.
- A ty bezduszny – odgryzła się młoda kobieta.
- Dobrze, skoro tego chcesz... Ale pamiętaj, że teraz TY jesteś odpowiedzialna za naszego nowego znajomego!
Remus w tym czasie siedział w salonie. Chociaż siedział, było zbyt wyolbrzymionym słowem; ciągle coś przestawiał, kręcił się niespokojnie i posyłał zatroskane spojrzenia w stronę drzwi.
- Luniek, możesz się uspokoić? – rzucił poddenerwowany Syriusz.
- Nie – uciął krótko wilkołak i wrócił do krążenia po pokoju. Przyjaciel tylko westchnął.
- Moody dał nam znać, wszystko jest w porządku. Już wracają, lada moment będą – powiedział Huncwot.
- Remus, naprawdę myślę, że nie masz się o co martwić – dodała z uśmiechem Gabriella – Gdyby coś się stało, wiedzielibyśmy o tym od razu.
Lupin miał już coś wtrącić, gdy drzwi od salonu otworzyły się i do pokoju wbiegła aurorka.
Ruszyła biegiem w stronę blondyna i rzuciła się na jego szyję. Remus z radości podniósł ją do góry i uściskał ciepło. Po chwili odsunął ją na odległość swoich ramion i zaczął oglądać ze wszystkich stron. Zmarszczył brwi, gdy zauważył lekkie zadrapanie na ramieniu swojej przyjaciółki.
- To tylko draśnięcie. Przedzieraliśmy się przez krzaki – zaśmiała się aurorka. Remus przyglądał jej się chwile z niepewnością, ale zaraz jego twarz rozjaśnił uśmiech.
- Jak dobrze, że nic ci nie jest – szepnął, przytulając raz jeszcze kobietę.
- Ekhm – wtrącił Syriusz. Dwójka przyjaciół odwróciła się w ich stronę zaskoczona, zapominając, że oprócz nich w pomieszczeniu znajduje się ktoś jeszcze. Syriusz uśmiechnął się łobuzersko – Ziemia do zakochanych! Nie tylko nasz drogi Remus się o ciebie martwił – powiedział z udawanym oburzeniem Łapa.
Tonks podbiegła do kanapy, na której siedzieli Gab i Syriusz. Uściskała przyjaciół serdecznie.
- Dobrze, że nic ci nie jest. Martwiliśmy się – powiedziała Gabriella, puszczając przyjaciółkę.
- Muszę wam opowiedzieć, co się wydarzyło! – zaśmiała się aurorka i usiadła na dywanie przed przyjaciółmi.
Remus podszedł do nich i zasiadł na fotelu obok wbijając czujny wzrok w Tonks.
Wiedział, że jest już bezpieczna, ale nie miał ochoty spuszczać z niej wzroku nawet na moment. Sam nie wiedział czemu; być może przez te parę godzin strachu o nią uświadomił sobie, jak bardzo nie chciałby, aby coś jej się stało.
Tonks zaczęła relacjonować przebieg misji i z przygnębieniem dodała, że nie udało im się znaleźć jakichkolwiek wskazówek, które pomógłby im w odnalezieniu zaginionych śledczych.
Mówiła spokojnie i z opanowaniem, ale gdy tylko wspomniała o ataku wilkołaków na ich grupę, odwróciła głowę w stronę Remusa. Mężczyzna pobladł, a jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu.
Złapała jego rękę i uścisnęła ją mocno.
- Nikomu nic się nie stało. Nie zbliżały się do nas zbytnio, nawet nie próbowały nas ścigać.
- Odpuściły wam? Tak po prostu? – zapytał zdziwiony Remus.
- No tak.
- Dziwne.
- Fakt – przyznała mu racje Dora – Ale to nieistotne. Ważne, że nikomu nic się nie stało. No i gdy wracaliśmy, usłyszałam cichy jęk dochodzący zza krzaków... – kontynuowała dziewczyna.Na opowieść o znalezionym mężczyźnie, Remus i Gab zgodnie stwierdzili, że postąpiła słusznie, chociaż nieodpowiedzialnie.
Syriusz tylko prychnął.
- Opowiadasz o nim, jakby był co najmniej posłańcem z nieba.
- Może i nim nie jest, ale zdecydowanie tak wygląda – powiedziała z uśmiechem Tonks.
Syriusz i Remus wymienili między sobą zdenerwowane spojrzenia. Oboje przeczuwali, że ten mężczyzna może sprawić im wiele kłopotów.

11 komentarzy:

  1. Ja też przeczuwam kłopoty. Tylko niech się Tonks w tym księciu z bajki pod żadnym pozorem nie zakocha! Bo może przez przypadek znaleźć w łóżku owczarka w babskich gaciach lub coś równe dziwnego (sorry, jestem świeżo po obejrzeniu Shrek 2 - tak mi się skojarzyło). W jednej kwestii całkowicie zgadzam się z Łapą - Tonks ma być z Remusem. Nie widzę żadnej innej możliwości (jakbym sama nie próbowała wyswatać Remusa z kimś innym:) ale o tym cicho sza)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, trochę tych kłopotów im szykuję, ale to okaże się z czasem :D Dziękuję!

      Usuń
  2. Supi😊
    Mam nadzieję, że ten gościu nie zakręci w głowie Tonks. Ona ma być z Remusem.
    A tak to czekam na następny rozdział 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję! Następny, naturalnie w piątek lub sobotę, więc zapraszam :)

      Usuń
  3. Genialne! Mam nadzieję że Tonks się nie zakocha w tym facecie.Czekam na nowy rozdział.
    Życzę weny i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział! Ta troska Remusa o Tonks jest śliczna! Narazie myślę, że to jeszcze przyjaźń, taka pięka przyjaźń. Ale Syriusz ma rację, to się przekuje w miłość, najmocniejszą na świecie choć bardzo trudną! Też myślę, że Ian namiesza. Tonks ma go już prawie za Boga! Czekam niecoerpliwie na nowy rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ohh, dopiero dzisiaj przeczytałam rozdział, przepraszam, że tak późno ale matura blisko i nauczyciele nie odpuszczają :D No no, ciekawa jestem tego naszego "posłańca z nieba", hahah :D Trochę dramy nigdy nie zaszkodzi :P Przeczytałam też notkę o tymczasowym zawieszeniu bloga ale będę tu cierpliwie czekać, bo jesteś chyba jedyną osobą, która pisze o Remusie i Tonks - i to świetnie pisze! Także życzę duuuużo weny, całusy! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem! Matura goni, trzymam mocno kciuki :) Nie ważne kiedy przeczytasz - ważne, że czytasz w ogóle, to bardzo mnie cieszy. Dziękuję za to! :)

      Usuń
  6. Hej, hej!
    Obiecywałam, że się pojawię, to jestem!
    No to mamy pierwszego bloga o dorosłym Remusie, które czytam. I się z tego powodu bardzo cieszę, bo to jest po prostu genialne!!
    Pierwszą, najważniejszą rzeczą, o której chciałabym tutaj wspomnieć, jest postać Syriusza, który wychodzi ci po prostu idealnie. Piszesz coś poważnego, Remus jest smutny, Tonks jest smutna, a tu przychodzi Syriusz, mój ulubiony i rzuca jakimś żartem i już smutno nie jest! No ja go po prostu ubóstwiam!
    Nie podoba mi się ten Ian. Jest zbyt przystojny, irytująco idealny i podoba się Tonks. Nie, nie, nie. Tak nie może być... Mam nadzieję, że okaże się całkowitym gnojem i Tonks go nie polubi. Bo ona ma być z Remusem. Tak, tak. a tak poza tym to coś czuję, że z Iana nic dobrego nie wyniknie. To na pewno będzie jakiś szpieg lub ktoś w tym rodzaju... Grrrr...
    Zawieszasz bloga na trzy tygodnie? Kobieto... Ja ostatnio dodaję rozdziały co miesiąc i przeszło to już do normy... Ale ja bym chciała być taka punktualna i dokładna...
    Czekam na następne! Właśnie zyskałaś kolejną stałą czytelniczkę!
    Pozdrowionka,
    Bianka
    zakrecone-zycie-huncwotow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń